Nie myślimy tu o turystach obwieszonych 15 aparatami utrwalającymi obrazy (najnowszy model kamery video z 40 x zoom, 5 markowych lustrzanek po kilka tyś. zł każda: 1 z filmem 400 ISO i zwykłym obiektywem, druga z teleobiektywem, trzecia z obiektywem szerokokątnym, czwarta na slajdy, piąta na zapas, aparat cyfrowy, 3 "idioten kamery" z filmami 100 ISO, 200 ISO i uniwersalnym i jeszcze na wszelki wypadek kilka jednorazówek), noszącymi po 3 przewodniki turystyczne na każde odwiedzane miejsce, torbę map, dwie lornetki, kapelusz tropikalny, przenośny zestaw audio (nie: koniecznie walkman), przenośny telewizor w plecaku i koniecznie namiot, w którym można stać wyprostowanym, wyspać się w 8 osób, postawić stół, rozbić go najlepiej w ogrodzie w pensjonacie...
Wiecie o co chodzi, o PRAWDZIWYCH TURYSTÓW (według definicji znanej naszym dziadkom).
ONI mogą spać pod gołym niebem, w śpiworze, namiocie z pałatki wojskowej, na karimacie, (na sianie też - mmmm).
Choć czasem noszą ze sobą aparat fotograficzny, to jednak nie po to by nim szpanować, lecz by móc pokazać znajomym te piękne widoki, które sami i tak często doskonale zapamiętają.
ONI nie są roślinami cieplarnianymi, nie giną poza sterylną atmosferą kurortów, aczkolwiek czasem, gdzieniegdzie, można odnieść wrażenie, że to gatunek na wymarciu.
Na szczęście lokalnie ;-D
Bo dużo jeszcze "survivalowców" na świecie, to ONI: "PRAWDZIWI TURYŚCI will survive"!!!
ONI wiedzą jak się wybrać do lasu, w góry, nad wodę,
na przykład tak:
na podstawie "Survivalu po polsku" Kriska opracował Monter.