Puste Bieszczady, pies i woda


[Powrót do: Przygody]
Przyjechaliśmy z Łodzi. Zagórz przywitał nas rano, po ponad 12 godzinach snucia się pociągiem pospiesznym. Na stacji trwało polowanie na klientów. Myśliwymi byli kierowcy busików. To doprawdy duży postęp, w stosunku do dawnych lat, gdy liczyć można było tylko na autobusy PKS, rzadko jeżdżące, zapchane po dach i nie zatrzymujące się z tego powodu na przystankach. Ciekawe... kierowcy autobusów PKS nigdy nie poszukiwali pasażerów już w pociągu, poczynając od Krosna...

Dosyć nietypowy to był pobyt w naszych ukochanych górach. Wszelkie plany zostały precz odłożone. Chociaż warunki były sprzyjające survivalowi, myśmy zachowali się w tym roku, jak pogardzana przez nas "turystyczna stonka" - osiedliśmy w jednym miejscu i byczyliśmy się. Te trochę przedzierań się przez gęstwinę, te trochę ćwiczeń z linami w parowie oraz na drzewie, czy na moście - survivalowców z nas nie czyniły. Widać tak musiało być...

A zaczęło się od tego, że lało. To znaczy nie lało. Nie lało, kiedyśmy dojechali mikrobusem do Komańczy i kiedyśmy ruszyli do Duszatyna. Tutaj mieliśmy przejść krótki okres aklimatyzacji i niewielkich wprawek w górskim marszu. Tymczasem już po drodze - zgubiłem gdzieś przełajową ścieżkę i poszliśmy "na wariata" - pokropiło na mocno. Najbardziej odczuła to Mimi. Kundel stał z opuszczonym ogonem, ze zwiędłymi uszami i wielce nieszczęśliwym pyskiem - nie miał na nic ochoty. Telepaliśmy się niewyspani, z ciężkimi plecakami (znowu nabraliśmy nie wiem czego, kiedy to się skończy?!), bieszczadzka błotnista ziemia zmieniła się w "pułapkę na głupich turystów". Nogi jeździły, jak chciały, aż bolały mięśnie, by je doprowadzić do porządku. Ktoś zaliczył glebę. Tak się mówi. Ale czuje się zupełnie, jakby się nie zaliczyło roku szkolnego (chodzi o poziom stresu), gdy twarz ląduje w mazistym budyniu, który nie ma bynajmniej smaku budyniu. Jeszcze do tego ten idiota, plecak, który ładuje się akurat na tę nieszczęsną głowę i ją dobija, dobija...!

Kiedy znaleźliśmy się już na polu biwakowym w Duszatyniu, zdążyliśmy jedynie wyłożyć pod wiatą wszystko mokre do suszenia i usiąść pod nią (jeszcze stoi i służy zmokniętym, choć przestano już polem się zajmować). Teraz już naprawdę zaczęło lać. Lanie robiło sobie przerwy, abyśmy mogli zaczerpnąć powierza. Zrobiło też przerwę i dla rozstawienia namiotów. Jednak pokazało, że ono tu rządzi. Pierwszej nocy nie spałem - cały czas prowadziłem obserwację napływu wody do namiotu...

Kundel był zniesmaczony. Poszedł spać... nooo... wilgotny, rano wstał... nooo... ociekający. Wszyscy stwierdziliśmy, że namioty powinny być reklamowane. Tak. Jako najbezpieczniejsze miejsce do nauki pływania. A potem Jony wymyślił prezerwatywy namiotowe, czyli poklejone torby nna śmieci chroniące namioty przed opadami atmosferycznymi. Możemy sprzedać patent. Nie wydamy się z wiedzą, że śpi się wówczas marząc o butli tlenowej.

Następnej nocy obudziłem się i pomyślałem najpierw czemu do cholery śpię na dworcu. Potem przemknęła zaspana myśl, że ten ekspres jedzie i jedzie, bez końca. Potem miałem skojarzenia z halą maszyn w starej fabryce z czasów, gdy nie obowiązywały żadne normy związane z natężeniem hałasu. Rano już wiedziałem. Rzeka - rozbiliśmy się blisko niej, by łagodny szum szybko usypiał - przypominała... nie wiem co. A potem przyjechał leśnik z wiadomością o stanie alarmowym, i żebyśmy uważali, bo rzeka może się podnieść o około półtora metra, lada moment. Półtora metra...? No to naszych namiotów nie będzie już widać...

Namioty w zacisznym i suchym miejscu...
JPG Namioty zagrozone

Korzystając z tego, że deszcz wyskoczył na chwilę po świeżą dostawę wody, złapaliśmy plecaki i ruszyliśmy ku Chryszczatej. Szło nam się nienajgorzej. Po drodze zbudowaliśmy przeprawę przez wzburzony potok, by inni turyści mieli lżej. Przy Jeziorkach Duszatynskich zatrzymaliśmy się na ciepły posiłek.

Nie wiedzieliśmy, że zaraz zacznie lać
JPG Piecyk...

Do podgrzania wody użyliśmy piecyka polowego (twór wschodnich sąsiadów), w którym da się rozpalić byle czym i woda gotuje się błyskawicznie. Sprawdziliśmy go już na imprezie "Pustynna Burza". Adam osiągnął doskonałość w tej dziedzinie. Nie wzięliśmy poprawki na bieszczadzkie warunki. Drewno było mokre i rozpalanie ognia, by uzyskać przyzwoity żar, trwało dość długo. Kiedy jednak dym z komina unosił się pewnie i sądziliśmy, że za parę minut zalejemy liofilizowane zupki, zachmurzyło się, lunęło i staliśmy jak ostatnie niebożątka, skupieni jak wystraszone owce, z psem kryjącym się pomiędzy nami, bez nadziei...

Mimi żąda odpowiedzi, kiedy będzie sucho...
JPG Pies...

Potem było dłuuugie czekanie, aż ogień znów się rozpali. Na Chryszczatą wspięliśmy się już przed zmrokiem (w ogóle z późno wyszliśmy). Następnego dnia czekała nas ciężka trasa do Cisnej. Droga, którą już nie raz pokonywaliśmy z uśmiechem, po deszczach stała się "torem przeszkód". Szliśmy ledwo-ledwo, przystawaliśmy co chwilę, zaczynało brakować nam... wody. Pitnej, oczywiście, bo żłopaliśmy nieprzytomnie, wbrew zasadom picia na trasie (małe ilości, małymi łykami, w miarę potrzeb często). Aż znaleźliśmy się w Cisnej. Tu krótki odpoczynek (wcale nie był taki krótki - twierdzi Jacek "Jackemon") dla odsuszenia się, u znajomych gospodarzy i ruszyliśmy wreszcie do stałego miejsca naszego biwakowania.

Takie mieliśmy widoki...
JPG Obozowisko...

Piękną pogodę (!) zabraliśmy ze sobą już z Cisnej. Teraz sobie poszaleliśmy: było jacuzi w rzece, były zjazdy z mostu, były poszukiwania przy pomocy GPS starego (sprzed 3 lat) szałasu, było przedzieranie się przez gąszcze (podrapane nogi przez jerzyny, pokłute przez pokrzywy, no i te komary!), były wprawki linowe na jesionie.

Adam pokazuje jak wchodzić - patrzą: Marcin, Qba i Jackemon
JPG Lina

Żal było wracać do domu. Puste Bieszczady, bez ludzi, lecz pełne deszczu, też mają swój urok. Pewne rzeczy (wszystkie?) mają swój koniec i trudno. W przyszłym roku obiecujemy sobie wiele...

A tak to wszystko widział Qba


[ strona główna ] [ NOTATNIK KRISKA ] [ AKTUALNOŚCI... ]
[ FILOZOFIA SURVIVALU ] [ ABC survivalowca ] [ PRZYGODY i RELACJE ] [ ŹRÓDŁA WIEDZY ] [ DYSKUSJE i ODEZWY ] [ RÓŻNOŚCI ]
[ ENGLISH VERSION ]