Pod patronatem "WZ" |
Od 29 kwietnia do 3 maja blisko 80 dziewcząt i chłopców (może raczej - mężczyzn) zmierzyło się najpierw w Katowicach, a potem na terenach jurajskich z nocą, lasem i pustynią, głodem, brakiem snu i ogromnym wysiłkiem. Z własnym ciałem i umysłem. Bo na tym polegała 4-dniowa harcerska gra opatrzona kryptonimem "Pustynna Burza".
HARCERSKA SZTUKA (PRZE)ŻYCIA
"Harcerska" tylko dlatego, że organizatorem operacji jest po raz piąty
- 5 Dąbrowska Drużyna Harcerska "Czarna Piątka" im. Janusza Korczaka,
działająca przy Prywatnym LO Fundacji "Serce Szkole" w Dąbrowie Górniczej.
Regulaminowo nie mógł w tej zabawie uczestniczyć nikt, kto nie skończył
15 lat, a ponieważ nie określono górnej granicy wieku - jego średnia wyniosła
19,5 co oznacza, że uciążliwym zmaganiom poddały się dobrowolnie także
osoby około trzydziestki, choć pełny program imprezy zaliczył też 47-letni
KRZYSZTOF
KWIATKOWSKI, autor harcerskiego i komandoskiego bestselleru "Survival
po polsku", który przybył tu na spotkanie z czytelnikami i sprawił wszystkim
niespodziankę, przyłączając się już w pierwszym dniu do jednego z patroli.
Nasza redakcja przyjęła patronat nad operacją, bo to nie tylko "sztuka
przeżycia", ale także młodzieżowy SPOSÓB NA ŻYCIE, dokładnie przeciwstawny
temu, co niestety najczęściej, widzimy na ulicach, o czym piszemy w "Kronice
policyjnej".
Komandosi w banku
Zaczęło się w piątek, 29 kwietnia, w Katowicach. Blisko 80 uczestników
z całej Polski spotkało się w bazie harcerskiej przy ul. Barbary, gościnnie
pożyczonej organizatorom na jedno popołudnie. Prosto z pociągów i autobusów
ruszają na pierwsze zadanie - gra miejska.
5-7 osobowe patrole, przeważnie w panterkach i beretach, zostawiają
namioty i plecaki i zatrzymują tylko dokumenty osobiste otrzymują po 4 dolary na grupę oraz kliszę - negatyw obiektu, jaki mają odnaleźć w obcym
dla większości mieście...
Tych obiektów wytypowano kilkanaście. Przy każdym stoi łącznik i czeka,
na "swój" patrol. [łącznicy przychodzili na określoną godzinę].
Obiekt odnaleziony, miejsce zapamiętane, obecność potwierdzona.
Teraz trzeba dotrzeć do mapy. Ta gra - jak wiele w imprezie - to także
sprawdzian sprytu, "siły przebicia", umiejętności nawiązywania kontaktu.
Więc potrzebnej mapy można szukać w bibliotece, pożyczyć na chwilę w księgarni
czy biurze turystycznym, ostatecznie kupić... aby tylko na podstawie podanych
współrzędnych odnaleźć miasto, którego dotyczą. [pomylono kolejność:
współrzędne oddawało się łącznikowi pod szukanym budynkiem, a on wyznaczał
kolejne zadanie]
I zaraz zadanie się zmienia. Teraz trzeba znaleźć internetowy adres.
Najmniej zaradni za dostęp do sieci zapłacą z tych 4 dolarów, najsprytniejszym
udostępnią komputer, a to miejscowa redakcja, a to firma, czy biuro podróży.
Łączony patrol wrocławsko-łódzki trafia w tej sprawie do Stacji Krwiodawstwa,
rozwiązuje internetowe zadanie i przy okazji kilku chłopów, jak dęby, decyduje
się z własnej inicjatywy oddać krew, za co im "spada" po tabliczce czekolady...
Jeszcze trzeba w dowolnym [było to dokładnie określone, inny dla
każdego patrolu] banku pobrać komplet formularzy potrzebnych do założenia
konta i uzyskać pełne informacje w tej sprawie... Wyobraźcie sobie grupę
młodych ludzi w panterkach, często z nożami przy boku [o ile pamiętam
kofiskowano wszystko na starcie], w nobliwej, bankowej sali operacyjnej
i tych zjeżonych ochroniarzy obserwujących każdy ruch "komandosów". Są
oni jednak grzeczni i uprzejmi, więc wszystkie patrole wykonują zadanie
bez jakichkolwiek incydentów.
Teraz już powrót do bazy i szybka kolacja. Szybka, bo od 18 w sali
AWF, na sztucznej ścianie zaczynają się zmagania z... alpinizmem. [w trakcie, przed lub po bieg przełajowy]
Trzy trsy wspinaczkowe o różnym stopniu trudności, wraz z czasem ich
pokonania, decydują o punktach.
Tu wygrywa łączony patrol wrocławsko-łódzki o przekornej nazwie "Jedna
Wielka Porażka", a całość gry miejskiej - łódzka ekipa survivalowa - "Enigma".
[patrol
łączony Łódź - Mrągowo]
Noc pierwsza: marsz
O żadnym spaniu nie ma mowy. Natychmiast po wspinaczkowych mozołach
dwa autokary zabierają wszystkich uczestników wraz ze sprzętem i ruszają
w ogólnym kierunku na Siewierz i Kraków, ale krętymi raczej drogami. Patrole
wysiadają po drodze, każdy osobno, w róznych punktach między Siewierzem
a zawierciańskim Kromołowem oraz Olkuszem i Krakowem.
Każdy z tych punktów od kolejnej bazy operacji, na Pustyni Błędowskiej,
dzieli 25-30 km.
W plecakach żywność, śpiwory, zmiana odzieży. Prócz tego namioty, manierki,
długie, komandoskie noże. Razem 35-40 kg na jeden kręgosłup. Poza tym mapa,
latarka i... noc.
Na tych stosunkowo rzadko zabudowanych terenach o tej porze nikogo
o nic nie zapytasz. A nawet, gdyby trafił sie przechodzień... Ich bawi
gra dla samej gry, a sztuka przeżycia nie obejmuje informatorów...
A więc marsz! Są takie patrole, które z obliczen caasu i drogi "łapią"
godzinę snu na leśnej ściółce, w śpiworach, bo tej nocy tempertura w Jurze
nie przekraczała 6 stopni. Inni idą do rana, by chwilę odetchnąć w bazie,
po rozbiciu namiotów. [ponieważ trzeba się było stawić dokładnie na
7 rano +-5 min. pokazanie się w bazie było jednoznaczne z punktami karnymi,
baza oznacza tu okolicę bazy]
Następne 36 godzin
Znów tylko chwilę... O 7 rano odbywa się coś w rodzaju apelu. Obecni
wszyscy, [brak patrolu z Siemianowic, oraz patrolu 197 Drużyny Harcerskiej
z Mikołowa] więc do następnego zadania! Wokół bazy, na obwodzie liczącym
30 km, utworzono w okalających pustynię lasach i polach 12 punktów kontrolnych,
obsadzonych przez gospodarzy i - niespodzianki! Bynajmniej nie w postaci
zespołów artystycznych, czy prezentów.
Trzeba więc najpierw kolejno odnaleźć te punkty, a potem... A to, przeprawić
się przez "most" składający się z jednej liny, a to stworzyc własny szyfr
i nadać wiadomość alfabetem Morse'a, a to zdać egzamin z pierwszej pomocy
medycznej w zaimprowizowanym wypadku. Do najłatwiejszych z tych punktowych
zabaw należał sprawdzian wiązania węzłów i piczenia podpłomyków, na które
dostawało się tylko mąkę.
Około 20. Wszyscy zameldowali się w bazie i... rozpoczęła się nocna
[niepunktowana]
gra już czysto komandoska. Każdy patrol otrzymywał spośród organizatorów
pozoranta - VIP-a (very important person - bardzo ważna osobistość). Należało
go chronić przed atakującymi, a zarazem samemu atakować ochranianego przez
inny patrol. Dotknięcie oznaczało sukces. Nie obeszło się tu bez przepychanek
i konfrontacji siłowej, ale obowiązywała zasada "fair play" więc, choć
zostało pewnie trochę sińców, nie było trwałych uszkodzeń.
Organizatorzy odstąpili już planowanej nocnej pobudki i testów psychologicznych
"prosto ze snu". Trudno się dziwić. To było pierwszych nieprzerwanych kilka
godzin odpoczynku... testy przeniesiono więc na wczesne rano, [pod skałkami
w Jaroszowcu] by następnie po posiłku przygotowanym, jak wszystkie
we własnym zakresiem, przejść 8 km do Jaroszowca i rozpocząć biegi na orientację
czyli jak najszybciej dotrzeć do punktów oznaczonych na mapie, a potem
trafić własną drogą do jaroszowieckich skałek, by pod okiem instruktorów
i ratowników, zdać egzamin wspinaczkowy, tym razem na prawdziwej ścinie
skalnej... [trzeba się było wspinać i zaliczać punkty w tym samym czasie,
patrole często się dzieliły]
Potem jeszcze zajęcia na basenie, też połączone z rywalizacją, i powrót
do bazy, a tu ognisko, z kontenerem kiełbasek, po raz pierwszy na koszt
organizatorów. Wyszło oszczędnie, bo byli tak zmęczeni, że kontenerowi
kiełbasy nie "uradzili', ale tak wytrzymali prawie do rana...
Wola walki
3 maja jednak dzień zaczął się później. O 10 ogłoszono wyniki i rozdawano
nagrody ufundowane przez sponsorów.
I miejsce zajął wspomniany już patrol "ENIGMA" i powiększył
swoje bagaże o kurtki polarowe, II - patrol "WIATRA" z Zabrza, otrzymując
plecaki i karimaty, III - "JEDNA WIELKA PORAŻKA" - karimaty. Pozostali
"na otarcie łez" otrzymali wojskowe racje żywnościowe oraz plakietki i dyplomy. W czterech patrolach uczestniczyły dziewczęta, przy czym jeden
- z Siemianowic - składał się całkowicie z płci pięknej. Dziewczyny były
rewelacyjne w grze miejskiej, ale trudno się dziwić, że w lesie i na pustyni
wypadły słabiej. Ale wszystkie ukończyły wszystkie konkurencje! A w tym
"towarzystwie" właśnie to liczy się najbardziej. Zaradność, wytrzymałość,
odporność i... wola walki.
Zapytałem instruktorkę "Czarnej Piątki", główną organizatorkę "Pustynnej
Burzy" JOANNĘ BRYŁĘ - dlaczego oni to robią?
- Po prostu dlatego, że lubią. To ich sposób na życie...
Nic dodać, nic ująć...