[4.3.2005]
Kiedy tylko nadchodzi pierwszy marcowy dzień, od razu widoczne jest, że Ukochani Moi Rodacy przestrzegają przepisy drogowe. Rzecz w tym, że nie chodzi tu bynajmniej o praworządność. Mało tego, gdyż w tym przypadku przestrzeganie przepisów oznacza... głupotę.
Całą zimę, do 1. marca, zgodnie przepisami, można być użytkownikiem dróg publicznych jedynie mając włączone światła mijania. Przepis każe - Polak musi, bo mu dadzą madat. Niektórzy co prawda uważają, że wszystkich przechytrzyli, bo świecą im się światła postojowe. Skąd takie poczucie sukcesu Polaka? Ano... bo faktycznie chodzi o oszczędzanie. Żarówek.
Ulga związana z przedwiosenną datą, oznacza ni mniej ni więcej jak możność oszczędzania. Otóż włókna żarówek odpoczywają i dzięki temu zyskują na żywotności. Nie bardzo co prawda wiem jak to jest z żarówkami halogenowymi, ale widocznie dla nich również ma to ogromne wręcz znaczenie. Całkiem możliwe, że taka żarówka może wytrzymać nawet i z 8 lat, co stanowi fantastyczne odciążenie domowego budżetu ;)).
Co to ma wspólnego ze sztuką przetrwania? Ano okazuje się, że ilość wypadków, która różni samochody oświetlone od nieoświetlonych jest ogromna. We wszystkich sytuacjach, w których wykluczono takie przyczyny jak: stan nawierzchni, stan techniczny układu kierowniczego i hamulców, nagłe wtargnięcie pieszego na jezdnię, brawura kierowcy, jego stan trzeźwości - a więc okolicznościach nie związanych z oświetleniem samochodu - 87% wypadków dotyczyło samochodów nieoświetlonych. Mówię o warunkach tak zwanego białego dnia.
W biały dzień, na asfalcie, nawet samochody o jasnych kolorach miewają zatarte kontury kiedy są dość daleko, zwłaszcza przy lekkim zamgleniu powietrza. Dla zmęczonego kierowcy na pustej szosie - ze względu na poziom jego aktywizacji - zauważenie kolejnego użytkownika drogi ma istotne znaczenie: ma czas na koncentrację. W dużym ruchu szybkość kodowania w mózgu sygnałów idących od receptorów wzrokowych ma znaczenie jeszcze większe. Na ciasnych ulicach wszystko wygląda jak szalona strzelanka komputerowa, gdyż kierowca musi spostrzegać wiele naraz poruszających się obiektów i odpowiednio na nie reagować. Odległość i prędkość poruszania się innego pojazdu mózg ocenia na podstawie takich elementów jak zmiany w wielkości obiektu i szybkość tych zmian, a ponadto nasycenie barwy i szczegółowość towarzyszących elementów. Te ostatnie - są traktowane jedynie pomocniczo.
Jakże inaczej wygląda sytuacja, gdy samochód posiada dwa jaskrawe punkty! Najistotniejszą sprawą jest to, że tak oświetlony obiekt jest widoczny od razu i z daleka - nie ma mowy o zlewaniu się z tłem (chyba, że dzieje się to wieczorem, na tle gęsto oświetlonej miejscowości). Do tego obiekt porusza się, co jest doskonale zauważalne. Nawet w sytuacji, gdy poruszający się samochód jedzie dokładnie z naprzeciwka (czyli nie widać charakterystycznego ruchu poprzecznego), błyskawicznie można się zorientować o jego oddaleniu i szybkości z jaką się zbliża - poznaje się to wręcz odruchowo po rozstawieniu świetlnych punktów i zmianie ich pozycji względem siebie. Punkty świetlne zbliżającego się samochodu będą się rozsuwać i jednocześnie powiększać.
Czy to ma znaczenie dla bezpieczeństwa? Mój dobry kolega - mający duży ubytek wzroku a poruszający się samodzielnie i nie używający białej laski, gdyż stopień jego możliwości widzenia nie czyni go jeszcze niewidomym - twierdzi, że nieoświetlonych samochodów w ogóle nie widzi na odległość ponad 50 metrów. Wynika to z warunków oświetleniowych oraz przede wszystkim kolorytu otoczenia - wszystko jest czarno-biało-szare. Do tego wilgotność powietrza czyni powietrze mniej przejrzystym. Kolega jest pieszym. A dla pieszych możliwości widzenia też stanowią o przetrwaniu.
Do tego można by się pozastanawiać, jak to jest, gdy na czele przedsiębiorstwa komunikacyjnego stoi Wielki Oszczędzacz Żarówek. Wszak ponoć autobusy powinny jeździć z zapalonymi światłami przez cały rok ze względu na bezpieczeństwo. A nie jeżdżą...
Otrzymaliśmy na ten temat korespondencję:
Czytając artykuł Kriska pt. "Wiosenna Selekcja" przypomniało mi się pewne zdarzenie. Mianowicie od tego roku obowiązuje jazda na włączonych światłach mijania. Co ciekawe, "sprytne polaki" znajdują sposoby na oszczędzanie. Jednym z nich jest jazda na światłach postojowych, co w sumie zmienia kompletnie przeznaczenie tych świateł. Ale do rzeczy - chciałem przestrzec prawdziwych kierowców przed gapowatością innych. Niekoniecznie przed kierowcami "beemek", ale wszystkimi nierozważnymi użytkownikami dróg. Otóż niejednokrotnie zdarzyło mi się uniknąć kolizji, a nawet wypadku, kiedy to delikwent na wyłączonych światłach nagle ruszał z miejsca. Odkąd obowiązuje przepis o włączonych światłach mijania przez całą dobę, przyzwyczailiśmy się, że to co jest w ruchu - świeci.
W zeszłym tygodniu jadąc dwukierunkową wąską uliczką, zobaczyłem stojący na moim pasie samochód osobowy. Światła zgaszone, w środku się nic nie rusza - spoko, lusterka (tylnie, lewe), migacz w lewo i wymijam. Na wysokości tegoż auto orientuje się, że w środku siedzi kierowca. Szyby zamknięte, radio gra - nie mam szans usłyszeć czy jego silnik pracuje. Na wszelki wypadek, przed powrotem na swój pas przejeżdżam jeszcze z 10 metrów bacznie obserwując lusterka i co. W momencie wracania na swój pas słyszę pisk opon za sobą - klakson - w lusterku widzę podskakującego radośnie kierowcę rzucającego miechem po całym kokpicie. Delikwent miał wyłączone światła, co więcej kiedy zachciało mu się kontynuować jazdę, pewnie stwierdzając, że jest nadal na swoim pasie po prostu ruszył do przodu - bez migaczy. Niewiele brakowało, a bez blacharza by się nie obyło. Cała sytuacja skończyła się tak, że włączyłem awaryjne i pofatygowałem się do owego kierowcy. Koleś pojął swój błąd.
Kolejną rzeczą na którą należy zwrócić uwagę to rowerzyści i piesi. Ci "uczestnicy ruchu drogowego", nie są oświetleni. A w każdym razie zazwyczaj nie są. Nie pozwólmy aby naszym nawykiem stało się zwracanie uwagi tylko na reflektory.
Kończąc dodam jeszcze aby za bardzo nie kierować się zdaniem różnych zgrupowań ludzi typu zwolennicy i przeciwnicy DRL ("Day Running Light"). Za zwolennika niech robi wasz rozsądek, instynkt, a jeśli tego wam brak - to poszanowanie dla prawa. Natomiast argumenty przeciwników, są w większości śmieszne i szkoda miejsca tutaj na ich omawianie. Jak to się mówi "pachną dresem" ;-).
Donatello