KRÓTKO O SURVIVALU

[08.10.2006.]

Oto kilka tez oraz słów kluczowych, które znajdą się w moich "survivalowych opowieściach" na prezentacji dla studentów Fachhochschule ze Stuttgartu:

Słowa i pojęcia kluczowe:


CO W KOŃCU Z TYM SURVIVALEM?!

[24.11.2006.]

Witam Was Wszystkich po dłuższej nieobecności spowodowanej zapaleniem oskrzeli. Cały tłum znajomych oczekiwał, że na sposób survivalowy nie poddam się chorobie i próbował podejrzeć jaki to będzie sposób. Ponieważ po dwóch tygodniach zmagań jednak poddałem się i uległem namowom lekarza, abym wziął antybiotyk - znajomi uznali, że dla ukrycia przed ich oczami postanowiłem pozostać dłużej chorym. Zwłaszcza, że ponoć 80% zapaleń oskrzeli to sprawka wirusów, a wiadomo, że antybiotyki są wobec wirusów bezsilne.

Zastanawiam się w każdym razie, czemu tak jest, że odkąd zadeklarowałem, że jestem survivalowcem, wszyscy oczekują, że będę gasił pożar siłą woli, a jedzenie zazwyczaj wydłubuję sobie spod tapety.

W dodatku okazuje się, że masa ludzi nieustannie obraca w palcach "ten cały survival" i stara się dokonać jego przyporządkowania względem innych istniejących doktryn, ruchów i organizacji. Stąd zwolennicy zachowań militarnych i paramilitarnych uznają każdy inny survival za gorszy odłam, bo tylko branie jeńców i szturmowanie budynków wolnostojących się liczą. Nie jest to najgorsze, bo "militaryści", jak się ich skrótowo nazywa, nie są specjalnie w tych poglądach agresywni i tylko przejawiają lekkie lekceważenie dla tych, którzy w tym aspekcie "nie chcą być prawdziwymi mężczyznami".

Dużo gorzej dzieje się wśród harcerzy różnej maści. Były lata, kiedy uważałem harcerstwo za najlepszego sojusznika, i faktycznie, było w tym gronie sporo osób opiniotwórczych, które podkreślały istnienie wzajemności. Osoby te wzięły się na poważnie za zakładanie rodzin i zabieganie o swą materialną egzystencję, i siedzą obecnie na Wyspach Brytyjskich bądź za oceanem. No i skończyło się...

Niepokojące sygnały zaczęły docierać z różnych stron. Okazało się, że uwikłanie harcerstwa w "podobanie się" rozmaitym politycznym kolorom doszło do zenitu, czego nawet "harcerstwo ludowe" nie pamięta. Twierdzi się, że zarzuty wobec harcerstwa w PRL-u są teraz blade jak Księżyc przy Słoneczku! Nigdy tak mocno nie powoływano się na pana Bi-Pi, czyli Baden Powella, nigdy tak mocno nie odżegnywano się od dotychczasowego dorobku argumentując, że Bi-Pi tego nie uczył. Jedyny tego rodzaj kult istniał u nas w odniesieniu do łysego pana z małą bródką - wówczas można było nawet udać się w daleką podróż, kiedy bródka się nie podobała.

Mister Powell pewnie patrzy na to z chmurek i się dziwi, że on niczego takiego nie głosił. A zwłaszcza, jak się dowiaduje, że harcerstwo, jako kontynuator myśli skautingu, nie ma nic wspólnego z wojną, strzelaniem, czołganiem, gdyż jest pacyfistyczne z założenia, zatem nie może mieć nic wspólnego z survivalem.

I teraz mam dylemat, czy Bi-Pi był takim faryzeuszem twierdząc, "militarność won!", czy też życzeniowe, a nawet pobożno-życzeniowe myślenie druhów zauważa tylko to, co im wygodne. Pocieszam się, że to jakieś nieporozumienie i tylko niektórzy druhowie są tak radykalni.

Nie chcę poddać się chorobie, ale proponuje mi się nie to lekarstwo, co trzeba...


[ strona główna ] [ NOTATNIK KRISKA ] [ AKTUALNOŚCI... ]
[ FILOZOFIA SURVIVALU ] [ ABC survivalowca ] [ PRZYGODY i RELACJE ] [ ŹRÓDŁA WIEDZY ] [ DYSKUSJE i ODEZWY ] [ RÓŻNOŚCI ]
[ ENGLISH VERSION ]