[14.03.2006.]
Na skutek pojawienia się mnogich listów z prośbą o wyjaśnienie, co wspólnego mają uczniowie i nauczyciele ze sztuką przetrwania oraz co zrobić z tymi okropnymi uczniami (nauczycielami) - postanowiłem wypowiedzieć się na ten temat. Przedstawiane przeze mnie poglądy wynikają z wieloletniej obserwacji ludzi dorosłych wypełniających rolę nauczyciela, wychowawcy lub opiekuna oraz - oczywiście - ich podopiecznych. Owe poglądy związane są tylko z niektórymi zjawiskami i przemyśleniami...
W młodym małżeństwie zawsze w początkowym okresie dochodzi do wzajemnego docierania się. W takim związku istnieje domniemanie miłości...
W nowopowstałej klasie szkolnej, a także kiedy pojawia się nowy nauczyciel, dochodzi do wzajemnego docierania się. W takim związku często istnieje domniemanie złych zamiarów.
Sam fakt domniemania złych zamiarów źle rokuje. Może będę nietaktowny, gdy zajmę się pouczeniem, że domniemanie oznacza jedynie "domysł", "pogląd a priori", zaś psychologia posługuje się pojęciem samosprawdzającej się przepowiedni, która... się sprawdza.
Cechą ucznia jest to, że się uczy. Fakt ten wyraźnie wskazuje, że uczeń nie posiada wiedzy i to implikuje konieczność nauki. Odłożywszy na bok przedmiot nauki czyli treści przewidziane w programach nauczania, pozostawimy sobie do obróbki to, co pozostało. A pozostały na przykład:
W powyższych sferach z powodzeniem znajdzie się element niedojrzałości, niewyrobienia czy braku poparcia wiedzą i doświadczeniem. Właśnie z tym będzie miał do czynienia nauczyciel (wychowawca lub opiekun). Jego obowiązkiem jest to wiedzieć i umieć rozwiązywać problemy z tym się wiążące. A tymczasem nauczyciel zapoznaje się ze swoją klasą i wszystko go... razi. Problem polega jednak nie na dojrzeniu przez nauczyciela szerokiego pola do obróbki pedagogicznej (gdy nauczyciel jest fachowcem), ale na pojawieniu się u nauczyciela emocji związanych z ową urazą (gdy nauczyciel TYLKO jest zatrudniony na stanowisku nauczyciela). Emocje szewca na widok urwanego obcasa świadczą, że jest on niedojrzały. Emocje u lekarza na widok wysypki u pacjenta oznaczają, że jest nieobyty w swoim fachu. Emocjonujący się nauczyciel jest albo niedojrzały, albo niedouczony.
Młody człowiek z łatwością poddaje się autorytetowi. Fakt, że w obecnych czasach trudno autorytetem być, zwłaszcza gdy samemu jest się powierzchownym i nie ma się specjalnych społecznych oraz psychicznych uwarunkowań do przewodzenia ludziom. Od zawsze w młodzieży istnieje mechanizm chroniący przed poddawaniem się komuś, komu daleko od bycia autorytetem. Charakter szlifuje się na diamentach - nie na miałkim i niestałym mule...
Bunt czy bierny opór młodzieży wobec konkretnych nauczycieli bierze się stąd, że młodzi ludzie instynktownie odrzucają osobowość niewyraźną i niestałą, a zwłaszcza niedojrzałą, niedouczoną lub... złośliwą albo okrutną, czy też obojętną na wszystko. I nie ma się czemu dziwić. A będę w nieskończoność powtarzać, że Karta Nauczyciela promuje nieudaczników, zaś władze oświatowe każdego szczebla - kolesi i układowców. Dyrektorzy w życiu nie wypromują nauczyciela lepszego od siebie, wolą otaczać się fajtłapami, durniami i wazeliniarzami - mogą sami błyszczeć na tym tle. A jeżeli bez owego tła nie są w stanie błyszczeć? Czegóż się spodziewać?... Sam mam z tym problemem do czynienia od lat.
Skoro już w trakcie wzajemnego docierania się zaistniały fakty zaburzenia równowagi czy dobrego obyczaju, wówczas omawiani nauczyciele - w zgodzie ze swoją emocjonalnością - zachowują się reaktywnie. Oznacza to, że wykazują zachowania typu BODZIEC-REAKCJA. O ile przewidywalność zachowań (a raczej "postępowania") jest rzeczą ważną u nauczycieli, o tyle kłopot sprawia to, że emocjonalność ogranicza reakcje do jednego typu. W tym wypadku przewidywalność sprowadza się do mechaniczności. Jest to wspaniała zabawa dla uczniów i zarazem klęska nauczyciela.
Tłumaczę swoim podopiecznym, że istnieje taka prawidłowość, że niektórym z nich sprawia przyjemnośc drażnienie psa, który piekli się za płotem. Żeby tym się nacieszyć, to się jeszcze kopnie w płot, sypnie piachem, przejedzie patykiem po deskach... Warunkiem jest reaktywność psa - im więcej się ciska, tym lepiej. Czy takich samych emocji może dostarczyć dostojny, bywały w świecie burek, który ledwo raczy łypnąć na nas obojętnym okiem, kiedy to my się ciskamy po drugiej stronie płotu? Rzecz całkowicie nieopłacalna - odchodzimy i nigdy tam nie wracamy...
* * * * *
Co ma wspólnego powyższy wywód z survivalem, sztuką przetrwania?
Sztuka przetrwania odnosi się do życia. Nauczanie i wzajemne relacje Mistrz-Uczeń są elementami życia właśnie. Podlegają tym samym regułom. Służą przetrwaniu gatunku - nie utrzymaniu posad czy posiadaniu władzy...
PS. Pozdrowienia dla jednego gimnazjum z Krakowa, i jednego z Łodzi, i jednego z Gdańska,
i jeszcze paru, których wolę nie wymieniać...