Nauka zachowania w sytuacjach zagrożenia

[05.02.2006.]

Taki właśnie tytuł pojawił się na stronie Onetu, a w jego treści są następujące słowa:


Ministerstwo edukacji będzie apelowało do dyrektorów szkół,
żeby uczyli dzieci i młodzież, jak zachować się w sytuacji zagrożenia.
Zajęcia mają dotyczyć przede wszystkim ewakuacji
i rozpoznawania sygnałów alarmowych.

Wiceminister edukacji odpowiedzialny za oświatę Jarosław Zieliński
zamierza zarządzić kontrolę wszystkich szkolnych budynków,
sprawdzone mają zostać drogi i wyjścia ewakuacyjne,
a także stan techniczny obiektów.

Uczniowie chętnie uczestniczyliby w takich zajęciach.
Szóstoklasistki z jednej z warszawskich podstawówek narzekają,
że nie wiedziałyby, co zrobić w trudnej sytuacji.
Uczennice obawiają się paniki, tłumów i wybijania szyb.

W szkole podstawowej nr 25 w Warszawie dwa razy w roku
przeprowadzane jest szkolenie z ewakuacji.
Dyrektor placówki Tomasz Ziewiec przekonuje,
że takich ćwiczeń powinno być więcej, bo one wytwarzają w uczniach pewien nawyk.
Zajęcia nie mają wywoływać obaw, a jedynie nauczyć spokojnego działania.

Ministerstwo edukacji nie zamierza organizować dodatkowych lekcji dla uczniów.
Zajęcia poświęcone bezpieczeństwu mają odbywać się miedzy innymi na godzinach wychowawczych.


A ja sobie nieboraczek myślę, jak to jest, że od lat próbuję namówić ludzi na to, by starali się być bezpiecznymi. Że od lat wyjaśniam, iż człowiek powinien znać takie rzeczy już od dziecka. Że wiele szkół odmówiło skorzystania z bezpłatnych prelekcji o survivalu - nomen omen dziedzinie zajmującej się przetrwaniem. Kiedy zrobiłem ostatni zryw, ostatnią próbę (i powiedziałem sobie, że już nigdy więcej), dyrektorka gimnazjum nr 15 podjęła decyzję o prowadzeniu przeze mnie koła survivalowego w jej szkole. No i jeszcze nauczycielka z zespołu szkół plastycznych korzystała z mojej pomocy w podobnej sprawie. I koniec. No, może jakąś "wiosenną jaskółką", jest prowadzenie przeze mnie na uniwersytecie przedmiotu "Survival w wychowaniu i resocjalizacji", ale obawiam się, że to tylko rodzaj kaprysu dziekana...

W miejscu, gdzie pracuję od 20 lat, czyli Młodzieżowym Ośrodku Wychowawczym nr 2, nikt nigdy przez te 20 lat nie zwracał uwagi na moje podpowiedzi, żeby choć raz - we współpracy ze strażą pożarną - zrobić przynajmniej jedną próbną ewakuację wychowanków. Proponowałem zresztą wprowadzenie metody survivalowej do resocjalizacji, ale... jak woda po psie... Przez 20 lat!

Nawiasem mówiąc - jakże to miło "być prorokiem we własnym kraju"... bo w podobnym ośrodku wychowawczym w Szczecinie organizowane są zawody sztuki przetrwania, gdyż wychowawcy i wychowankowie... przeczytali moją książkę "Survival po polsku" i to ich natchnęło! Zostałem tam zaproszony.

Przygotowałem kiedyś cały program związany w ogólnie rozumianym "bezpieczeństwem dziecka" i miałem prowadzić akcję z Gazetą Wyborczą, ale zanim ktoś ocenił sens przedsięwzięcia, już GW nabrała wody w usta i waty w uszy. Tymczasem ten wszechstronny program obejmował zagadnienia bezpieczeństwa osobistego, zagrożeń zewnętrznych: naturalnych, cywilizacyjnych i społecznych, a wszystko było przygotowane w dwóch wersjach: dla dzieci oraz to samo dla rodziców i nauczycieli...

I jeszcze sobie nieboraczek myślę, jak to jest, że teraz różne szkoły wiedząc, że jestem instruktorem ratownictwa - i znając moje dobre serduszko - bardzo pragną, żebym poprowadził po kilka godzin szkolenia dla dzieci. A że polska szkoła biedna jest, to może zrobię to społecznie. Wychodzi mi na razie, że będę musiał przeznaczyć na to łącznie 16 godzin dziennie w tym miesiącu. Mam nadzieję, że dadzą choć suchą bułkę... Tymczasem jedząc kolację, na którą udało mi się zarobić, odbieram kolejne telefony w sprawie. Szczęśliwie nie na mój koszt...

Kiedy zaś słyszę, że coś będzie realizowane na godzinach wychowawczych - a jest to jedna godzina tygodniowo! - a zwłaszcza, gdy teraz słyszę, że nauka o zdrowym i bezpiecznym życiu, oraz zdobycie wiedzy o tym jak ratować innych, mają być realizowane na godzinach wychowawczych, to... Uśmiecham się paranoiczno-schizofrenicznie i z rozrzewnieniem na moim zacnym licu, bo to jest to samo, jakby w każdym polskim urzędzie wyznaczano termin załatwienia każdej sprawy na święty Nigdy.

A poza tym widać wyraźnie,
że matematyka ważniejsza od zdrowia i bezpieczeństwa...

Teraz jestem ciekaw, czy temat stanie się rzeczywiście mądrością dla społeczeństwa, czy też kolejną akcyjką trwającą tak długo, jak długo rodacy będą pamiętać, że w Polsce jest taka miejscowość, jak Chorzów.

Akcja jak się patrzy...

W Polsce jest wiele możliwości, by spektakularnie i masowo móc pójść na pogrzeb lub gdzieś wbudować tablice pamiątkowe. Zwłaszcza, że mniej to kosztuje nakładów finansowych oraz pracy. Myślenie uruchamia się dopiero wówczas, kiedy władza postraszy.
A na powyższym zdjęciu widać, że tu się przejęto...


[ strona główna ] [ NOTATNIK KRISKA ] [ AKTUALNOŚCI... ]
[ FILOZOFIA SURVIVALU ] [ ABC survivalowca ] [ PRZYGODY i RELACJE ] [ ŹRÓDŁA WIEDZY ] [ DYSKUSJE i ODEZWY ] [ RÓŻNOŚCI ]
[ ENGLISH VERSION ]