Do przodu... goń...!

[27.10.2005]   [30.10.2005]

Ładny dzionek mi dziś nastał, słoneczko wyłaziło zza rozmytych chmur. Wyjechałem sobie do centrum miasta i... W miejscu, gdzie zaraz za zakrętem jezdnia zbiega w dół, jej szerokość jest z obu stron ograniczona torami tramwajowymi i betonowym murem, gdzie niemal od razu pojawia się przejście dla pieszych i ulica odchodząca w lewo - wszystko jest dokładnie oznakowane, aby nie stało się nieszczęście.

Polak wie lepiej.
Zwłaszcza pijany...

A w sumie zapomniałem dopisać kilka istotnych słów. Robię to teraz: dojazd do miejsca zdarzenia był zapchany samochodami. Nasi kierowcy mają kompletną pustkę w głowie poza dyrektywą "jedź dokąd masz jechać". Czy jest to wina szkolenia? Sądzę, że tak, gdyż w wyszkoleniu kierowców widoczna jest cała masa bardzo poważnych błędów, które występują u nich wszystkich an block - to nie może być przypadek!

Gorzej, że dzieje się coś złego z niektórymi służbami publicznymi. Od dłuższego czasu obserwuję następujące zjawisko: na miejsce wypadku przyjeżdżają policjanci i zamiast wziąć się natychmiast za swoje obowiązki, postępują dokładnie jak kierowcy, czyli najpierw nasycają swoją ciekawość. Chodzą z rękami w kieszeni i na luzie podziwiają wgnioty w karoserii, poszarpaną blachę, ułożenie pojazdu na dachu... Czy brak szkolenia, czy po prostu ludzie tacy są?

Ano, chyba jednak znów konieczna jest teza o brakach w szkoleniu. Pomoc medyczna po przyjeździe natychmiast zajmuje się rannymi. Straż pożarna w jednej chwili przystępuje do swych zadań. Co więc stanowi o tym, że policjanci nie rozładowują ruchu tylko "zwiedzają", jak to było w opisywanym przypadku, kiedy to strażacy w ogóle nie mogli dostać się do miejsca wypadku? Przypominam, że opisuję zjawisko obserwowane po wielekroć...