[17.06.2004]
W zespole szkół plastycznych miałem rozmawiać o zagrożeniach. Uczniowie nagminnie tracili telefony komórkowe, pieniądze i inne wartościowe rzeczy, kiedy wracali z zajęć do domów. Młodzi rozbójnicy z okolicznego osiedla zorientowali się, że ludzie posiadający artystyczną wrażliwość mogą być doskonałymi dostawcami owych dóbr - nawet nie będą się zbyt skutecznie bronić. Właściwie mógłbym filozoficznie pokiwać głową i stwierdzić, że już taki jest los nadwrażliwców. Ale w końcu sam nim jestem, zatem poczułem coś na kształt solidarności. Wszedłem do pomieszczenia wraz z młodzieżą z różnych klas. Było widać takich, którzy z wyglądu niczym szczególnym się nie wyróżniali. Byli też tacy, w pobliżu których unosiła się tzw. "specyficzna aura". Dotyczyło to i dziewcząt i chłopców. O owym wyróżnianiu się powiedziałem później.
Po rutynowym przywitaniu włączyłem z odtwarzacza... muzykę Jana Sebastiana Bacha - Das Wohltemperierte Clavier, Preludium i Fuga es moll. Prawie wszyscy weszli w rolę słuchaczy i przyjęli pozycję zasłuchania. To było do przewidzenia i na to liczyłem. Trzech chłopców zareagowało jak "nieartyści": muzyka klasyczna?, w szkole?, ale kicha...! Też było to do przewidzenia (wybrałem ich zresztą później jako "ofiary" zgodnie z regułą). Nie było do przewidzenia, że w trakcie słuchania, kiedy w rytm nastrojowej muzyki krążyłem między ławkami, niespodziewanie wyjmę obnażone ostrze bojowego noża US Navy - słynnego ka-bara. Młodzi dostali potem jako zadanie określenie, kto z nich doznał lekkiego choćby niepokoju, drgnięcia serca lub powieki, jakiegokolwiek poczucia, że coś jest nie tak...
Taka była proporcja. Zaledwie jedna trzecia obecnych osób zaniepokoiła się moim nietypowym zachowaniem!
Młodzi ludzie mieli wyłączony system ostrzegający. Tymczasem schemat agresywnego działania, szczególnie wyrafinowanego - także terrorystycznego - oparty jest na działaniu pozorującym "normalność". W takim przypadku szczególnie ciężko jest zorientować się, że sytuacja należy do gatunku "groźnych". Ciężko jest uniknąć szkodliwego działania, które udaje obojętne lub nawet pozytywne dla nas. Gdy widzimy ludzi w biały dzień wynoszących spokojnie pakunki z mieszkania lub ze sklepu, nie uważamy ich za złodziei. A akurat... są nimi. Konstatując w swojej obecności elementy groźne (na przykład duży nóż) niewątpliwie powinniśmy się bać, a przynajmniej wzmóc czujność.
Samouspokajanie się jednak rządzi! Podświadomie będziemy uważać, że człowiek wystrzeliwujący serię z automatycznego karabinka bierze udział w kręconym tu właśnie filmie i przejdziemy obok lekkim krokiem? W ten sam sposób potraktowano i mnie. Uznano, że z pewnością nie byłem psychopatycznym mordercą o artystycznym zacięciu, który pod Bacha postanowił spełnić swój performance wyrzynając wrażliwe dzieci...
Czy moje przesłanie dotarło? Nie wiem.
Przyznam, że oczekuję dalszego kontaktu i przedyskutowania tej sprawy, gdyż kilka obecnych osób dało mi do zrozumienia, że są myślącymi ludźmi.
A to niezwykle cenne.
W dalszym ciągu spotkania przekazałem też następujące informacje:
Jedynemu obecnemu na sali przedstawicielowi poglądu, że gwałt niech się gwałtem odciska, dałem do zrozumienia, że w działaniach ulicznych jest to do zastosowania jedynie wówczas, gdy jego dążeniem nie jest spokojne zjedzenie kolacji w domu, ale odśpiewanie pieśni zwycięstwa nad powalonym przeciwnikiem. Ale niczego nie ma za darmo... Może wówczas jeść kolację do końca życia już tylko przez rurkę.
Nie wiem, czy został przekonany. Mam nadzieję, bo nie robił wrażenia baseballowca o wrażliwości kostki brukowej. A wszystkim zwolennikom toczenia bojów sugeruję, że wsparcia lepiej szukać u kiboli, a nie u artystów, aczkolwiek - faktycznie - Caravaggio był niezłym awanturnikiem...
[11.07.2004]
Po drugim spotkaniu z uzdolnionymi plastycznie młodymi ludźmi nie przeszły wcale moje wątpliwości. Kartki z opiniami uczestników o pierwszym spotkaniu utwierdziły mnie, że nie do końca zostałem zrozumiany. I nie ma to znaczenia, czy byłem nieuważnie słuchany przez niezbyt doświadczone umysły, czy też w swym zarozumialstwie bredziłem trzy po trzy. Moje wystąpienie miało pobudzić u słuchaczy tzw. "bezpieczne myślenie", a wydało nieco inne owoce.
Część młodzieży oczekiwała pokazu chwytów obronnych.
Część - dobrych konkretnych rad o tym jak się bronić przed agresją innych.
Jeszcze inni najbardziej wyraźnie zauważyli, że mówię dużo o sobie, a jeszcze inni głównie byli zadowoleni z siebie, że nie wystraszyli się noża.
Cóż... zasępiłem się.
Oświadczyłem, że chyba nie są na tyle naiwni, że pragną zadowolić się tak zwaną "szarą maścią na szczury", która równie skutecznie szkodzi szczurom, co przeciwdziała trądzikowi, leczy zgagę, poprawia pamięć i usuwa plamy. Nie ma przecież sensu opowiadać im bzdur, tylko po to, żeby zrobić na nich wrażenie. Odpowiedziałem im, jak umiałem najlepiej, że poznanie jednego chwytu nie jest żadnym rozwiązaniem, że jedyną konkretną radą jest poznawać samego siebie, doskonalić swe umiejętności i możliwości postępowania z ludźmi, by nie stać się ofiarą.
Uświadomiłem im, że poprzedni ustrój długo dążył do tego, by jednostka nie była widoczna w tłumie i to wciąż pokutuje w myśleniu, że nie powinno powoływać się na samego siebie. Teraz przyszły czasy, że trzeba dbać o własne zdanie, a nie powielanie cudzych poglądów. I tak życie to zazwyczaj weryfikuje. Nie widzę zatem powodu, abym nie powoływał się na swoje doświadczenia i przemyślenia, zwłaszcza te gwarantowane przez mój zawód i zainteresowania. A - zaznaczam - prosiłem, by nie słuchali moich opowieści bezkrytycznie. Znacznie gorszym - według mnie - jest podawanie cudzej wiedzy, której samemu nie zrozumiało się do końca.
Największy mój niepokój budzi we mnie, że obecne młode pokolenie jest do tego stopnia nastawione na treści mające szokować, służyć promocji bądź popisywaniu się, że widok noża mógł nasunąć jedynie myśl, iż chciałem się nim pochwalić lub ich wystraszyć. Proszę... tym tropem można pójść dalej: 'przyszedł facet, zadźgał mojego kolegę, spalił mój samochód a ja się nawet nie wystraszyłem...' Czy to nie jest myślenie - przepraszam za wyrażenie - idioty? Nawet nie powinienem przepraszać. Jak się ma 14 lub więcej lat, to już zazwyczaj posiada się między uszami mózg zamiast owsianki.
Padło pytanie: dlaczego Bach i dlaczego nóż?
I słusznie. Warto zaaranżować zdarzenie z gruntu nietypowych, by je potem poddać analizie i zauważyć, że coś, co powinno niepokoić, nie niepokoi, a coś, powinno przejść bez echa - jest komentowane. W tym czai się - jak ostrze noża - groźne niebezpieczeństwo.
Porównania szukajcie i w książce Kevina Mitnicka "Sztuka podstępu", i w "Psychologicznych mechanizmach reklamy" Dariusza Dolińskiego, i w "Darze strachu" Gavina de Beckera, i w "Wywieraniu wpływu na ludzi" Roberta Cialdiniego, lub też w "Bezpieczeństwie dzieci" Doroty Klus-Stańskiej i Marzeny Nowickiej... Swojej książki już nie będę polecał, żeby nie było to zrozumiane, że też mam coś do przekazania ;-)