GDZIEŚ W TYM TEKŚCIE SĄ WSKAZÓWKI JAK MOŻNA POMÓC SOBIE LUB LUDZIOM, KTÓRZY BĘDĄ NAS SZUKAĆ, GDY JUŻ NAS WCHŁONIE LAWINA (o ile ktoś to zauważy)
Wszyscy, nawet ci, którzy specjalnej estymy do wysokich gór nie czują, mają respekt dla lawin. Mrożące krew w żyłach opowieści o ludziach zasypanych śniegiem, który spadł na nich gwałtownie ze stoku, są w stanie wystraszyć niejednego twardziela. Inni, zupełnie beztrosko ruszają na szlak, mimo ostrzeżeń o lawinach.
Są szaleni podróżnicy, którzy mają spotkanie z lawiną wliczone w ryzyko wyprawy. Przypuszczam jednak, że znają oni zwyczaje lawin i są na to spotkanie przygotowani. Bo lawiny mają swoje zwyczaje. Uczeni zajmujący się ich badaniem twierdzą, że do całkowitego ich poznania droga jeszcze daleka. Ale okolice w których najczęściej schodzą lawiny, mają swoje charakterystyczne cechy.
Podejrzane są:
W miejscu schodzenia lawin znajdziemy wiele "ściętych" drzew, a zbocze będzie wyrobione w kształcie koryta. W Alpach szwajcarskich nie wszędzie można zbudować dom. Teren pod zabudowę podzielony jest na trzy strefy:
Zejściu lawiny sprzyja ocieplenie, dmuchnięcie wiatru, zepchnięcie nawisu śnieżnego przez człowieka czy głośniejszy okrzyk, no i oczywiście podstawa: nagromadzenie materiału lawinowego, czyli dużo śniegu. Na przykład w ciągu tylko dwóch tygodni lutego w niektórych miejscach Alp spadło ponad 6 metrów (!) świeżego śniegu... Meteorolodzy alarmowali. Ale tam wszyscy wiedzą, że cały cały czas należy mieć się na baczności. Mieszkańcy są do tego przyzwyczajeni. A turyści są często beztroscy do bólu...
Jednak czasem lawina zejdzie w miejscach, gdzie, teoretycznie, nie ma podstaw by się jej spodziewać nawet podczas zagrożenia lawinowego! Tej zimy (luty 1999 roku) lawiny w Alpach wielokrotnie wdzierały się do białej strefy. Wiele domów w białej strefie w kantonie Valais w Szwajcarii zostało zasypanych. W strefie niebieskiej całe piętro jednego z domów zostało ścięte - przez inny dom zmieciony przez podmuch lawiny.
W tym rejonie w każdej chwili do niesienia pomocy gotowych jest 30 helikopterów, 450 przewodników górskich, około 1500 instruktorów narciarskich, ponad 100 psów lawinowych i około 70 lekarzy. Bazy helikopterów i magazyny sprzętu porozmieszczane są tak, by w każdy zakątek Alp można było dotrzeć w najwyżej 15 minut od wezwania.
Lawiny są zjawiskiem bardzo skomplikowanym. Przede wszystkim różnią się w zależności od rodzaju śniegu. I tak mogą być lawiny:
Gdy masy śniegu są zbyt duże, a ich lepkość zbyt mała, by leżeć sobie spokojnie, osuwają się, postępując zgodnie z prawem powszechnego ciążenia. Gdy śniegu jest na tyle dużo, by nie wyhamować na skutek równomiernego rozłożenia się na zboczu góry, masa śniegowa potrafi w dole stoku zbić się w bloki twarde jak beton. Lawina zamienia się wtedy w gruntową i potrafi zebrać i zmielić wszystko do gołej ziemi. I nic dziwnego - pędzi ona wtedy z prędkością przekraczającą grubo 200 km na godzinę (nawet do 250 km/h), a przy tej prędkości sam podmuch powietrza (jego prędkość jest dwa razy większa) powala drzewa. (Niektóre lawiny zatrzymują się na granicy lasu, bo drzewa są wystarczającą barierą, co z tego, kiedy las i tak będzie zdewastowany przez "huragan" lawinowego podmuchu powietrza).
Jeszcze bardziej niszczycielskie efekty mogą się pojawić, gdy lawina na swej drodze napotka żleby. Następuje wówczas ukierunkowanie masy lawiny w wąskie korytarze, co nadaje jej dodatkowego impetu.
Inne lawiny po nabraniu odpowiednio dużej masy potrafią przechodzić po wszystkim jak czołg lub walec, mimo, że zwolniły już do prędkości pozwalającej na ucieczkę przed nimi na pieszo, i to niekoniecznie zbyt szybkim krokiem. Tyle tylko, że trzeba je usłyszeć. Bo taka "wolna prasowalnia" jest niemal bezszelestna.
Poruszanie się po terenie zagrożonym lawinami winno odbywać się w ciszy i skupieniu (zbyt głośne zachowanie, albo nie daj Boże okrzyk, może spowodować drgania nawisów śnieżnych - jak stracą równowagę, będzie źle...). Najlepiej przechodzić szybko (ale nie gwałtownie) i pojedynczo (nie mylić z "samotnie" - samotne łażenie po górach to ogromne ryzyko). Każdy z przechodzących powinien ciągnąć za sobą przyczepioną do paska, rozwiniętą długą taśmę, w jakimś jaskrawym kolorze (czerwonym).
W razie przysypania istnieje szansa, że ekipa ratownicza (a może nawet niezasypani współtowarzysze) natknie się na kawałek taśmy wystający spod śniegu, lub dostrzeże jaskrawą jej barwę podczas grzebania w zaspie, i trafi do zasypanego, jak po nitce Ariadny do kłębka.
Kiedy już stwierdzamy, że ruszyła lawina, należy odpiąć narty i plecak (bardzo ważne, gdyż w razie porwania przez lawinę narty, plecaki itp. ściągają nas do dna masy śniegu), skryć się za jakimkolwiek solidnym występem (nie za drzewem, ani małymi głazami, bo i one mogą paść ofiarami lawiny i przysporzyć nam dodatkowych obrażeń), skulić się, nakryć rękami głowę tak, aby łokcie znalazły się przed twarzą. W ten sposób chronimy głowę przed uderzeniem brył lodu, kamieni, czy ułamanych z drzewa konarów. Prócz tego zasypujący nas śnieg nie zapełni przestrzeni przed twarzą i będziemy mieli miejsce do oddychania.
Można odchylać odzież na piersi i w powstałą przestrzeń schować twarz, aby utrzymać więcej powietrza. Tuż przed zasypaniem trzeba nabrać głęboko powietrza, jak przed skokiem do wody. O ile lawina jest pyłowa, lub puchowa możliwe jest "pływanie" podczas porwania przez nią, jak w wodzie. Pozwala to na dłuższe utrzymanie się blisko powierzchni.
Zaraz po zasypaniu należy wiercić się, by śnieg nie zablokował naszej klatki piersiowej. Będzie to naprawdę duże szczęście, gdy śnieg będzie wilgotny i lepiący się (taki z jakiego najlepiej lepi się bałwana ;-). Z takiego śniegu dosyć łatwo się wygrzebać ugniatając go , stopniowo powiększając wolne miejsce wokół naszego ciała. Śnieg sypki nie stworzy jednolitej ściany, będzie się osypywał, a w najgorszym przypadku przywali nas ściśle, zgniatając przy okazji płuca, bądź zasypie nasze drogi oddechowe.
Jak zasypie już te drogi oddechowe to oczywiście uduszenie murowane (śniegiem murowane, choć nie iglo). A uduszenie jak wiecie zostaje człowiekowi na zawsze... Potem, jeśli nie ma wielkich szans na samodzielne wygrzebanie się, należy oszczędzać tlen: nie poruszać się, nie krzyczeć, chyba, że już stwierdzimy obecność ratowników.
Jeden z ratowników lawinowych biorących udział w akcjach w Alpach w lutym tego roku opowiadał, jak jadąc na nartach ze znajomymi, zostali dogonieni przez niewielką, bo tylko 20-centymetrowego "wzrostu" lawinkę. Ledwo im do kostek sięgała.
Myśleli z początku, że obędzie się bez wypinania nart. Ale zaraz przestali tak myśleć, bo "lawinka" porwała ich wszystkich. Jeden, który nie zdążył wypiąć nart, nie zdołał pływać na powierzchni (to była lawina pyłowa), i go zasypało. Został odkopany po około półtorej minucie i już był siny z braku tlenu...
Naukowcy badają lawiny. Uczą się je kontrolować, odpalając odpowiednie ładunki wybuchowe, bądź instalując inne urządzenia prowokujące zejście lawin. Taka "sztuczna" lawina może być zepchnięta, gdy zwały śniegu nie są groźne, ma wtedy małą masę i nie wyrządzi szkód. Dodatkowo zainstalowane urządzenia pomiarowe pomagają przy okazji zbierać dane, dzięki czemu po stworzeniu symulacji komputerowych można analizować zachowanie śniegu i doskonalić sposoby kontrolowania i przewidywania lawin.
Na zdjęciach: komputerowa symulacja lawiny
Można też oczywiście podkładać lawinom "kłody pod nogi". Fachowcy wiedzą jak to zrobić tak, by taka przeszkoda nie sfrunęła razem z masą śniegu, dodając jej tylko impetu.
Na zdjęciach: ekrany przeciwlawinowe
Ale i tak uważajcie na siebie w górach !
Jeden z czytelników naszej strony przysłał komentarz do tego artykułu:
Z zainteresowaniem przeglądnąłem Państwa stronę o survivalu, ponieważ sam lubię turystykę górską, mieszkam tam, gdzie można ją uprawiać, poza tym od kilku lat jestem ratownikiem GOPR. I wszystko było super, dowiedziałem się kilku istotnych spraw, natomiast uważam, że niezbyt uważnie podszedł Pan do tematu lawin. Nie mówię, że tekst jest do bani, bo nie jest, ale zawiera przynajmniej jeden poważny błąd, a brakuje w nim kilku
szczegółów. Poważnym błędem jest pisanie, że zagrożenie lawinowe występuje na wszystkich stokach powyżej 20 stopni nachylenia. Otóż prawda jest taka, że owo zagrożenie występuje na stokach o nachyleniu 40-50 stopni. Niech będzie: 35-55. Mniej stromych śnieg się trzyma, a z bardziej stromych... spada od razu nie czekając aż "uzbiera się" lawina. Oczywiście zejście lawiny zależy od wielu innych czynników, ale to akurat podpowiada wręcz intuicja.
Pominął Pan też istotny, nawet bardzo istotny szczegół, że idąc w teren lawinowy należy zapoznać się z aktualnym stopniem zagrożenia lawinowego, a nawet jeśli jest ono znikome, obowiązkowo należy zabrać łopatkę, sondę lawinową i detektor. Wiem - ten ostatni to spory wydatek (skromnie licząc 700-800 zł), ale łopatka i sonda są znacznie tańsze.
Jesteśmy bardzo wdzięczni za tę uwagę...
Zdjęcia: "Discovery"
Tekst: Piotr Gaede
Na podstawie: "Survival po polsku" Krzysztof Kwiatkowski
i "W lawinie" Tomasz Surdel i Paweł Ławiński ("gazeta Magazyn" nr 12/316/ 26-27 III 1999)
Na naszej liście witryn podajemy link do strony opisujących "Pomiar zagrożenia lawinowego", oraz do przydatnych stron ratownictwa górskiego, oraz serwisów pogodowych. Zapraszamy.