Do Leh przyjechaliśmy taksówką ze Srinagaru. Nie wiedziałem co to jest Mandala.
Historia dotyczy północno-zachodniego obszaru Indii - Ladakhu - zwanego Małym Tybetem. Kraina ta ze względu na położenie geograficzne, klimat i podobieństwo kulturowe przypomina Tybet i stąd bierze się określenie Mały Tybet - jako namiastka tego prawdziwego, niegdyś zamkniętego, później okupowanego i w dalszym ciągu trudno dostępnego. Leh jest stolicą tego regionu. Nad malowniczo położonym miasteczkiem, gdzie buddyjskie klasztory koegzystują z meczetami, górował pałac. Przypominał sławny Potala Palace w Lhasie - siedzibę Dalaj Lamy.
Po kilku dniach pobytu wybraliśmy się do Thicksey Gompa - pobliskiego klasztoru, położonego kilkanaście kilometrów od Leh. Budowla przedstawiała się imponująco. Widoczny z kilku kilometrów kompleks zbudowany został na wzgórzu. Na szczycie, w głównym budynku znajdowały się sale modlitewne, na stoku - niewielkie budynki, w których zamieszkiwali mnisi. Na górę prowadziła kręta dróżka. W słoneczny dzień Thicksey Gompa prezentował się wyjątkowo pięknie.
Zachwyceni poszliśmy czym prędzej do głównej sali. Była to pierwsza nasza wizyta w prawdziwym buddyjskim klasztorze. Wewnątrz kilkaset lat temu zatrzymał się czas.
W centralnej części pomieszczenia znajdował się duży posąg Buddy. Po obydwu stronach ustawione były mniejsze, tworzące razem ołtarz. Na jednej z bocznych ścian składowano stare pisma. Za głównym ołtarzem biegł korytarz, po schodkach wchodziło się do galerii, w której umieszczono posągi przedstawiające różne wcielenia Buddy.
Panująca wewnątrz atmosfera spokoju i kontemplacji w połączeniu z wiekiem tego miejsca budziła respekt i szacunek. Dookoła kręcili się ubrani w czerwone habity mnisi. Czułem się jakbym wszedł do innego, bardzo uduchowionego świata.
Po prawej stronę ołtarza kilku mnichów pracowało. W skupieniu, pochyleni nad stołem usypywali obraz. Na dużym stole znajdował się okrąg ponad metrowej średnicy. Powstawała Mandala - Tybetańskie Koło Życia. Mnisi usypywali ją z zabarwionego na przeróżne kolory drobnego piasku. Piaskowy obraz przedstawiał życie - symboliczne sceny pokazywały przemijanie oraz walkę dobra ze złem. Mandala była prawie ukończona - mnisi pracowali nad nią od ośmiu dni. Uwagę moją przyciągała niesamowita dbałości o detale, kolorystyka i oczywiście sam proces tworzenia. Dzięki wprawnym ruchom dłoni twórców ze specjalnych szpatułek piasek cieniutką strużką zsuwał się na Mandalę. Za każdym razem inny kolor. Wyłaniały się kończące obraz drobne wzorki. Młodzi mnisi przygotowywali materiał dla starszych. Dzieło było na ukończeniu.
Następnego dnia odbyć się miała Wielka Pudża - całodniowa modlitwa. Kulminacją ceremoniału była Mandala. Ochraniana zasłoną rozpiętą na stelażu, wyniesiona miała być na zewnątrz i rozsypana na wietrze w symbolicznym akcie przemijania. Do natury powracał misterny, stworzony przez człowieka obraz. Powstały z drobnego piasku w jednej chwili miał zniknąć, wtopić się w otoczenie.
Był jego integralną częścią przez chwilę tylko przedstawiając Koło Życia.
To Buddyzm.