"CENTRUM INFORMUJĄCE JAK PRZEŻYĆ" - Korespondencja...

Jeśli wiecie o czymś o czym jeszcze nie napisaliśmy, a  chcecie się tym podzielić z innymi ?
To przysyłajcie co macie, a zostanie umieszczone !!!
Sprawdź co w AKTUALNOŚCIACH piszczy.
Tutaj archiwum korespondencji.
W sprawie kontrowersyjnych obozów patrz Awantura (Dyskusja w dziale Filozofia).


Znalezione w grupie dyskusyjnej:

Ostatnio modnymi na calym swiecie staja sie "the survival camps" szkoly
czy obozy przetrwania. Nie maja nic wspolnego ze sportami ekstremalnymi
majacymi na celu podniesienie adrealiny jednorazowo lub tez przez bardzo
krotki okres.
Obozy przetrwania trwaja bardzo roznie: od tygodnia, nawet do miesiaca
lub dluzej i maja miejsce w dzunglach, dziewiczych lasach, miejscach
nie "dotknietych" zadna cywilizacja. Celem takiego obozu jest, jak sama
nazwa wskazuje, tylko przetrwanie. Uczestnicy nie posiadaja zapasow wody
i jedzenia, nie maja narzedzi ulatwiajacych przezycie. Sa zdani wylacznie
na siebie i otaczajaca ich przyrode. Nie ma z nimi doswiadczonego lidera,
ktory powie jak nalezy rozpalic ogien lub czy pelzajacy wlasnie waz
stanowi zagrozenie dla zycia. Zeby zjesc trzeba zlapac lub zapolowac,
zeby spac trzeba postawic kompana na warcie, ktory w razie
niebezpieczenstwa jest w stanie natychmiast zareagowac. Wazne jest , aby
przetrwac i przetrwac w zespole, ktory rozpoczal wyprawe. Nie wszyscy
wytrzymuja takie obciazenie psychiczne i fizycznie i "lamia sie".
Wracaja do rzeczywistosi po trzech, czterech dniach, a ich wpsomnienia
z pobytu to istny koszmar. Opowiadaja, ze to nie jest zabawa, ale
prawdziwa walka o przetrwanie i tu podaja przyklady z tego, co przezyli.
Grupa, ktora ze soba przebywa to nie przyjaciele, ale przypadkowi, obcy
ludzie. Czesto po takim obozie uczestnicy nigdy wiecej juz sie nie
spotykaja, czasami polaczy ich przyjazn na cale zycie.
Ekstremalne warunki zycia pokazuja prawdziwe ich twarze w obliczu
zagrozenia, realnego niebezpieczenstwa czy podczas normalnego
wspolzycia. Glownym jednak celem jest przezyc ten oboz.
Tak mowia uczestnicy owej zabawy.
Z drugiej jednak strony, gdyby tylko tak bylo to oboz przetrwania bylby
koszmarem i nikt na niego nie zdecydowalby sie. Chodzi przeciez
o adrenaline, ryzyko, chec sprawdzenia siebie w nienaturalnych warunkach.
Osobiscie nigdy nie zdecydowlabym sie dobrowolnie na tego typu
doswiadczenie. Jesli juz to nie wiem, czy bylaby to dla mnie zabawa, czy
wylacznie proba przetrwania do konca. Nie wszyscy nadaja sie do tego typu
cwiczen, dlatego survival camps sa tylko dla nielicznych.
Czy ktos z Was lub blizszych czy dalszych znajomych uczestniczyl
w podobnym przedsiewzieciu?
Ciekawa jestem co czuliscie/ co czuli.
Napiszcie.

Ala

no cóż, wypada się wypowiedzieć:
Witam i klaniam sie wszystkim, ktorych interesuje prawda o survivalu.
Wypowiedz Ali sklada sie z dwoch czesci - w sposob zamierzony badz nie.
Czesc pierwsza mowi o zalozeniach survivalowych doswiadczen.
Czesc druga dokonuje opisu rzeczywistosci w tym wzgledzie.
W ten sposob dostrzega sie wazna ceche ludzkiej natury, czyli
rozbieznosc idealow i ich realizacji. Jestem czlowiekiem zajmujacym
sie survivalem. Napisalem ksiazke na ten temat i mam tez swoja strone
(www.survival.infocentrum.com)
Przygladam sie dzialaniom survivalowcow i stwierdzam, ze dzieje sie to,
co zawsze dziac sie bedzie, i nie biadole nad tym zanadto.
Survival - jako rodzaj sztuki zycia czy tez sport - jest pod pewnym
wzgledem podobny do bigosu, gdyz z zalozenia daje sie do niego upakowac
wszystko, co jest pod reka. I w dodatku ma to sens. Jedynie reka tworcy
decyduje o tym, czy mamy arcydzielo, czy tez kicz. Jak wiadomo, kiczow
na swiecie jest daleko wiecej niz arcydziel. Sztuka od wiekow ma swoje
lobby, ktore wyraznie wskazuje palcem "Oto arcydzielo" i "Oto kicz".
Survival w ksztalcie sportowym jest stosunkowo mloda dziedzina,
a w dodatku nie jest przedstawiany ludzkim oczom tak jak obrazy.
Docieraja do nas jedynie strzepy opowiesci, i - jak to jest zawsze
- sa to strzepy sensacyjkowate.
Jestem zwolennikiem uprawiania survivalu wprowadzajecego czlowieka
w sfere ROZUMIENIA SWIATA oraz rownolegle - w sfere ZNALEZIENIA
SWEGO MIEJSCA i zapewnienia sobie bezpieczenstwa w tym swiecie.
Dzialania ekstremalne niekoniecznie to daja, raczej podrazniaja
nasze zakonczenia nerwowe i daja poczucie, ze stalo sie cos
nieslychanego. Nie ganie tych dzialan, ale sa one tak naprawde
sprawa marginalna, tak jak - nawet tak wazny! - silnik nie jest
jeszcze samochodem (ani kapusta bigosem)...
Survival - wbrew pozorom - moze byc cichy i miekki, moze byc
dlugotrwalym gromadzeniem doswiadczen, w wyniku czego okrutne
i ekstremalne wydarzenia tego swiata nie potrafia wybic nas
z rownowagi, nie powoduja nerwowej trzesianki, bezradnosci
i poczucia kleski.
Odwrotnie - jestesmy stale gotowi do dzialania ratowniczego...
Twierdze od pewnego czasu, ze survival - taki, jak ja go rozumiem
- moze byc modus vivendi, a wiec sposobem zycia w pokreconym swiecie.

Krzysztof
krisek



***********************************************
Witam.

  Długo zastanawiałem się, w jaki sposób odpowiedzieć na wyżej
zamieszczony list, którego autorką jest Koleżanka Ala.
Osobiście od wielu lat zajmuje się "survivalem" i staram się
pogłębiać swoją wiedzę, jednak - jak to powiedział Krzysztof
- "survival jest jak bigos" znaczy się to, że tylko od
prowadzącego zależy, w jaki sposób wykorzysta swoje umiejętności
i czego sam się będzie uczył na temat przetrwania, by pogłębić
swój profesjonalizm i wiedzę. Myślę, że w gronie osób zajmujących
się tym specyficznym działem życia zwykły człowiek może zawsze
liczyć na zrozumienie i pomocną dłoń, rozumiem sytuację, w których
ludzie nie wytrzymują i załamują się pod naporem doświadczeń,
które nierzadko są zbyt szybko im dostarczane, a umysł i ciało nie
są przygotowane na takie okoliczności, jednak każdy uczestnik przed
wyjazdem jest zwykle szeroko zapoznawany z przebiegiem takowej
imprezy i ma w świadomości kotwice, dzięki której wie, że wszystkie
doświadczenia "dobre/złe" może w każdej chwili przerwać.
Niestety w dzisiejszych czasach zdominowanych przez cywilizację
jest coraz mniej dziewiczych terenów, a człowiek w ucieczce od
miejskiego zgiełku chroni się w lesie, w którym wyrastają kolejne
stacje przekaźnikowe.

  "Osobiscie nigdy nie zdecydowlabym sie dobrowolnie na tego typu
doswiadczenie. Jesli juz to nie wiem, czy bylaby to dla mnie zabawa,
czy wylacznie proba przetrwania do konca. Nie wszyscy nadaja sie do
tego typu cwiczen, dlatego survival camps sa tylko dla nielicznych"

Powyższy cytat, który jest częścią listu koleżanki Ali, świadczyć
może tylko o błędnym zrozumieniu idei obozów przetrwania i tego,
co sobą wnoszą w psychikę jak i rozwój każdego człowieka. Prawda
jest taka, że ludzie planują, co będą robić za tydzień, rok. Czasem
mają nawet kalendarze ustalone na kilka lat do przodu, jednak nikt
nie wie co wydarzy się za 10 minut. Szok wywołany utratą jakichkolwiek
wartości czy też ludzi nam bliskich, czasem pracy, domu jest w stanie
wprawić w ruch pokłady naszej woli przetrwania, otwierają się wówczas
możliwości, nierzadko byłem świadkiem, gdy podczas sytuacji
ekstremalnych ludzie na pozór skryci i słabi okazywali się osobami
trzeźwo myślącymi i potrafili się odnaleźć w danej rzeczywistości.

Moim zdaniem Survival jest nieodłączną częścią życia od chwili, gdy
mały człowiek przychodzi na Świat, do chwili biologicznej śmierci.
Przez całe życie świadomie lub nie, stajemy przed wyzwaniami, stajemy
przed egzaminami związanymi z przetrwaniem. W sumie nie trzeba płacić
dużych Pieniędzy, by przejść takowy obóz, nie trzeba jechać na Alaskę
czy do Afryki, by przekonać się o swojej wartości. Wystarczy spojrzeć
w przeszłość i oglądnąć swoje osiągnięcia, sprawdzić z każdej strony
i zadać sobie pytanie "Czy było warto?" - jeśli było, znaczy to,
że obóz zaliczony jest na piątkę, jednak jeśli człowiek spogląda
w przeszłość i widzi coś, czego nie chciałby zobaczyć, znaczy się,
że lepiej zrezygnować z dalszej drogi, bo kolejne odmrożenia mogą
zaowocować amputacją. Może wyrażam się w sposób drastyczny, jednak
myślę, że na przełomie tych wszystkich lat, w których prowadziłem
obozy przetrwania oraz sam wystawiałem się na różnego rodzaju próby,
słowa te są bardzo delikatne. Nigdy nie wiadomo, co wydarzy się po
wyjściu z domu, a schemat, którym człowiek żyje w każdej chwili może
się stłuc, dlatego lepiej być przygotowanym na wiele okoliczności
i nikt tu nie mówi o tym by się przygotować trzeba jechać zimą w góry
i spać w igloo.
Myślę, że słowa Krzysztofa najlepiej oddadzą, co chciałbym powiedzieć
na temat survivalu.

"Survival - wbrew pozorom - moze byc cichy i miekki, moze być
dlugotrwalym gromadzeniem doswiadczen, w wyniku czego okrutne
i ekstremalne wydarzenia tego swiata nie potrafia wybic nas
z rownowagi, nie powoduja nerwowej trzesianki, bezradnosci
i poczucia kleski"

A na koniec dodam, że wydarzeń tych jest cała masa i czasem ciężko
jest utrzymać zdrowy rozsądek i zimna krew by nie oszaleć.

Serdecznie Pozdrawiam Wszystkich zainteresowanych doskonaleniem
umiejętności związanych z Przetrwaniem.

Michał, mikael9@tlen.pl


Dostaliśmy list:

Od jakiegos czasu przygladam sie stronie, zwlaszcza jej czesci z lista
literatury survivalowej. Zobaczylem tam ksiazke, ktora mnie szczegolnie
zainteresowala. Napisano o niej, ze jest juz w druku. Od kilku miesiecy
wypytuje o nia w ksiegarniach, ale nikt nawet tam o niej nie slyszal.
Dlatego postanowilem zapytac u zrodla. Tak wiec pytam: Czy wydanie drugie
ksiazki ukaze sie kiedys??

Mariusz M.
marmi

Bardzo sie ciesze z tego pytania, zwlaszcza, ze jestes pierwszy, ktory je
zadal!!!

Z pewnoscia pokaze je wydawcy, czyli F-mie XXXXXXX z Lodzi z ul. Rewolucji
1905 roku. Ksiazka byla gotowa juz w poczatkach 1999 roku, a w oczekiwaniu
na druk wzbogacila sie o kilka nowosci.

Pan XXXXXXX obiecal - ponoc ostatecznie - wydac ja na impreze Joanny Bryly
"Pustynna Burza 2000" w maju 2000 roku, o czym napisal "Zolnierz Polski".
Wowczas wlasnie pojawila sie informacja na mojej stronie www.

Ostatecznie (!!!!!) pan XXXXXXX przysiagl, ze ksiazke wydrukuje na impreze
jesienna Bogdana Jaskiewicza "Harpagan", zwlaszcza, ze organizator imprezy
chcial ja miec na nagrode, a skusil pana XXXXXXXa mnogoscia gazet i
telewizji, ktore mialy pokazac impreze. Wtedy tez - jak wiadomo - nic z tego
nie wyszlo.

W 1999 ksiazke mialo wydac wydawnictwo Belloma, ale pan XXXXXXX zablokowal
druk twierdzac, ze ma prawa autorskie, po czym stwierdzil, ze sam ja
wydrukuje.

Tym razem juz wszystkie formalnosci, jakie mialy byc dokonane - dokonane
zostaly i pan XXXXXXX obiecal, ze wyda ksiazke przed impreza "Pustynna Burza
2001"... Cholera..., wierzyc?!

Podpisalem umowe na inna ksiazke o surwiwalu z wydawnictwem WING w
listopadzie 2000 i jest ona juz prawie gotowa jesli chodzi o tresc, a w
planach jest jeszcze jedna, podobna.

Czy juz teraz jest jasne PRAWO WYDAWNICZE WG XXXXXXXA, ktory nie zaplacil
nawet rysownikowi wydania pierwszego - ja to zrobilem ze swego wynagrodzenia
autorskiego, ktore wynioslo 1.500 zl?

Tak czy inaczej serdecznie pozdrawiam i prosze o adres - ksiazke wysle za
darmo, jak tylko sie pokaze.

Krisek

a ten kiedyś wcześniej przyszedł:
Subject:
    no subject
   Date:
        Tue, 28 Dec 1999 23:31:47 +0500
   From:
        nature
     To:
        krisek

Kochani,
Podoba mi sie Wasza strona.
Dowiedzialem sie iz jestem survivalowcem (!), choc niczego nie znalazlem
na temat mojej milosci "canoeing(u)".

Poza tym:
*jak wpadniesz do wody i przemoczysz wszystko to zadna bawelna
nie pomaga(!) Pomaga welna (trzyma cieplo).*

Coz wiecej ???... jak dla mnie to troche za malo info. przyciagajacych
kobiety.., one tez kochaja nature, tylko troche inaczej... moze by tak
pomyslec o czyms wiecej dla nich ???

Suma sumarum Wasza strona jest bardzo dobra !!! pieknie
zrobiona,tresciwa, ...

Andrzej Szumski
natura
nature

miło czasem dostać coś takiego :)
braki powoli uzupełnimy, na pewno :)



I jeszcze jeden:


Subject:
    Odp: Czesc Krzysiu - tu Krzys
   Date:
        Fri, 17 Dec 1999 21:19:10 +0100
   From:
        "Krzysztof PETEK"
     To:
        "Krzysztof J. Kwiatkowski"

Witam!
Dopiero teraz znalazłem czas, by uważnie przejrzeć Twoje strony.
Poczytałem, jakoś poradziłem sobie z testami, ale prócz doskonale
przygotowanych technicznie stron i naprawdę świetnych rad i informacji
gratuluję Ci jednego: nie zapominasz cały czas o autentycznych CELU
survivalu i tym, co pozwolę sobie nazwać DUCHEM sprawy i psychologią
przetrwania.

Bo zimny pot mnie zalewa i krew gorąca, gdy widzę "survivalowców" bez
sensu katujących nożami drzwa, wzniecających pożary, pozostawiających
po sobie stosy śmieci i bez pomysłu, po co w ogóle się "szkolą"...

* * *

Nie jestem profesjonalistą.
Nie mam na to czasu.
Profesjonalnie zajuje się pisaniem.

Ale przez 20 lat nosiłem mundur harcerski (czy raczej kilka, bo to-to
się zdziera), zaliczyłem ponad 3 lata w lesie. Przez 7 lat prowadziłem
harcerski Oddział Specjalny (survival, poszukiwanie zaginionych ludzi w Beskidach,
ochrona obozów i biwaków). To, czego się nauczyłem, po części przekazuję
w toku akcji moich książek. Obiecuję, że postaram się dotrzeć do Twojej,
i przez święta przeczytam.

Co na dziś?

Mogę podzielić się z Tobą - i Twoimi stronami - kilkoma opowieściami
z pogranicza survivalu, poszukiwań, z penetracji paskudnych, choć małych
jaskiń Beskidu Małego. Jeśli chcesz - daj znać. Z tym, że do fotografii
dotrę dopiero po świętach.
Poza tym w końcu między jedną książką a drugą muszę wyskoczyć na
prawdziwy trening z fachowcami... weźmiecie mnie?


Pozdrawiam - Krzysztof

>>> więcej na moich stronach www.republika.pl/venatorx <<<



A oto dyskusja o militarystach (patrz: Awantura)


Subject:
        Czy diabel chodzi w "plamach" ?
   Date:
        Fri, 10 Sep 1999 17:50:56 +0200
   From:
        Marcin Morawski
     To:
        krisek

Witam,
Wlasnie przeczytalem korespondencje w dziale "aktualnosci" Twojego
serwisu WWW. Jak zauwazylem wsrod nadeslanych listow dominuja osoby,
ktore- delikatnie mowiac - nie przepadaja za stylem militarnym. Wydaje
mi sie jednak, ze cala awantura wynika z jakiegos pomieszania pojec i
wrzucania odmiennych i calkowicie roznych form hobbystycznej aktywnosci
do jednego worka pod nazwa "survival". Tak juz niestety sie przyjelo, ze
survivla kojarzy sie ze szkoleniem "komandosow". A przecierz to nie jest
prawda ! Cofnijmy sie do podstaw i powiedzmy wreszcie jasno, ze survival
nie jest wylaczna wlasnoscia ani militarystow, ani pacyfistow ! Survival
to zbior technik, ktore mozna wykorzystac zarowno na wojnie, jak i na
wyprawie trekkingowej. Szkolenie w technikach prowadzenia dzialan
bojowych - przede wszystkim tzw. dzialan nieregularnych powinno okreslac
sie - uzywana na Zachodzie - nazwa "combat". Zdobywanie budynkow,
likwidowanie wartownikow, strzelanie i techniki eliminowania sily zywej
npla nie maja przeciez z survivalem nic wspolnego !
Dlatego jesli PT p. Witold Węgorkiewicz pisze, ze "Jak slysze survival -
to widze oczyma duszy pijanych polglowkow w amerykanskich plamach i
kamizelkach kuloodoprnych" to po prostu sie myli. Nie mowiac juz o tym,
ze - noszac plamy - odbieram nazwanie mnie polglowkiem jako niezbyt
uprzejme.

Od dziecinstwa interesowalo mnie wojsko, historia wojen, kolekcjonuje
tez mundury, trenuje strzelectwo sportowe. Odrozniam jednak survival,
gry wojenne i wedrowki po lesie. Naprawde nie jest tak, ze las traktuje
wylacznie jako zrodlo galezi do maskowania i drewna na opal! Gdy jade do
lasu, jestem co prawda ubrany w amerykanski mundur, ale glownym celem i
radoscia jest obcowanie z przyroda. Co innego, gdy biore udzial w grze o
konwencji militarnej albo takim szkoleniu - wtedy moim celem i radoscia
jest pokonanie swojej slabosci. I naprawde zdziwilo mnie to, ze sa
osoby, ktore tego nie odrozniaja.
Jesli zas chodzi o istnienie grup prowadzacych szkolenie militarne, to
trzeba pamietac o polskiej tradycji. Przez wiele lat szkolenie wojskowe
bylo najwazniejszym elementem patriotycznego wychowania mlodziezy. Dosc
wspomniec Towarzystwo Gimnastyczne "Sokol", organizacje strzelecka,
harcerstwo. Szkolenie wojskowe nie przynosi szkody, jesli dotyczy osob,
ktore tego chca. PT p. Zbigniew Adamkiewicz pisze: "nie spotkalem
nikogo, kto by dostal takiego (za przeproszeniem) pierdolca, zeby gnac
osiemdziesiat kilometrow dziennie w mundurku, z plecakiem i
kalasznikowem (karabin AK 47) na plecach", a ja chcialbym zapytac - a
widzial Pan kogos, kto dostal takiego pierdolca, ze zamiast siedziec w
cieplym domku wlazi na 7 000 mnpm, przyplacajac to rozedma pluc i utrata
wszystkich palcow u nog? Kazde wyzwanie rzucone swoim mozliwosciom
pozytywnie ksztaltuje osobowosc. Moze wiec pozwolimy ludziom bawic sie w
taki sposob, na jaki maja ochote.
Na zakonczenie jeszcze jedna mysl. Nie jestem - i nigdy nie bylem -
harcerzem, ale wydaje mi sie, ze porownanie przez PT p.
ozyrysek harcerstwa do Hitlerjugend, to lekkie naduzycie.
No, ale nie mnie sie o to obrazac.
Pozdrawiam
Marcin Morawski
http://www.netservice.com.pl/survival

Jest juz listopadowa aktualizacja mojego serwisu
Szczegolnie polecam strony
http://www.netservice.com.pl/survival/law.html"
http://www.netservice.com.pl/survival/camo.html"
Pozdrawiam
Marcin
polecamy strony www Marcina Morawskiego - gość "zna się na rzeczy"
(wytłuszczenia adresów są nasze).



I inny, w sprawie śmierci (patrz Smutna Wiadomość)
Subject:
        od High Towera
   Date:
        Tue, 26 Oct 1999 02:21:05 +0200
   From:
        "High Tower"
     To:
        krisek

Cześć

 To naprawdę smutna wiadomość. We mnie rodzi się bunt na wieść o każdej
"bezsensownej" śmierci, szczególnie śmierci młodego człowieka.
 Być może zastanawia cię " ". Mimo tego, iż jestem młody to wiele razy
spotykałem się z podobnymi przypadkami (śmierci młodej osoby z różnych
przyczyn). Zawsze gdy takie zdarzenie dotyczy kogoś znajomego to nasze
odczucia są silniejsze.
 Śmiem twierdzić że rosną z sześcianem bliskości tej osoby.
Za każdym razem próbuję sobie wyjaśnić, że ta śmierć, rodząca we mnie
tyle buntu, jest być może potrzebna innym ludziom (także mi) aby mogli
zobaczyć więcej niż widzą, aby mogli zastanowić się nad swoim własnym
życiem.
 I tu zadaję sobie pytanie:
Dlaczego mnie to dotyka, przecież ja potrafię zastanawiać sie nad sobą
i bez tego?
Domyślam się (choć może błędnie), że bierzesz to jako porażkę wychowawczą.
Nie poznałem Cię zbyt dobrze na "Pustynnej Burzy", lecz sądzę też po tekstach
z twoich stron www, myślę, że zrobiłeś wszystko co w twojej ludzkiej mocy
było możliwe aby uchronić tych chłopców. Mam niejakie pojęcie o pracy
z młodzieżą. Jeżdziłem na obozy harcerskie jako instruktor. Wiem, że nie
mogę porównywać naszych doświadczeń, ale chcę tylko powiedzieć, że wiem
jak możesz się czuć.
 Dużo mniej intensywnie, ale też bezwzglednie uczy mnie życia uczelnia.
W chwilach zwiątpienia i załamania zawsze znalazła się osoba, która
powiedziała, że jest ze mną w moich problemach. Mam nadzieję że jeśli
nie treść, to sam fakt napisania listu doda Ci otuchy.
Myślę że dobry Bóg nie pozwoliłby na to, gdyby to nie przyniosło
dobrego innym ludziom. Być może za parę lat dopiero. Trudno mi, ale
wierzę że to nie jest bezsensowna smierć. Nie wolno nam przejść nad tym
do porządku dziennego.
 Ale też nie wolno pozwolić na opanowanie nas przez nasze zmartwienia.
 Przepraszam za wszyskie niedoskonałości w liście i mam nadzieję, że
nie uraził Cię on

Krzysztof Szachniewicz

High Tower

tower

                -------------------------------

Subject:
        Re: od High Towera
   Date:
        Tue, 26 Oct 1999 16:14:49 +0200
   From:
        "Krzysztof J. Kwiatkowski"
     To:
        High Tower

Dzięki Ci za list.
Piszę Ci odpowiedź po raz drugi, bo pierwszą straciłem naciskając jakieś
przypadkowe klawisze. Wściekłem się na to, bo włożyłem w pisanie kupę
emocji i refleksji...

Teraz będzie to trochę inne, ale sądzę, że uda mi się oddać wszystko
tak, jak zamierzałem.

Dziękuję Ci zatem za list, który okazał się takim, jakiego pragnąłem.
Pisałem przedtem (w niewysłanym liście!), że jestem już zbyt "dużym
chłopcem" by nie radzić sobie ze stresem, ale takim radzeniem sobie jest
- pardon za wyrażenie - wymuszanie od innych słuchania i współczucia.
Twoja odpowiedź pokazała, że "zdałeś egzamin", bo w liście było sporo
wyważonych emocji, czuło się jakiś Twój własny stosunek do wydarzenia,
list nie był jedynie zdawkowymi kilku słowami...

Chcę Ci jeszcze wyjaśnić skąd we mnie takie poruszenie. Powiem krótko i
cynicznie: śmierć to śmierć. Oswoiłem się z nią jako 14-latek chory na
serce, leżący w szpitalu i żegnający w nocy tych, z którymi za dnia
można było pogadać i pograć w tysiąca. Moja własne śmierć już się wtedy
odbyła. Stąd mam do niej szczególnie bliski stosunek i... duży szacunek.

Śmierć drobnego trzynastolatka, płowowłosego, naiwnego dziecka,
nastąpiła na skutek pobicia przez kolegów. Jeden trzymał, drugi bił. Bił
za to, że Rafał nie chciał wspólnie obrobić jakiegoś przechodnia. Bił
butelką od piwa po głowie. Kiedy butelka pękła - jeszcze pokaleczył,
suwając szkłem po twarzy i po brzuchu.
Rafał spędził pięć dnie w szpitalu. Potem wrócił do swojej grupy w
ośrodku wychowawczym. Kiedy umarł trzeciego dnia w nocy, niektórych
moich kolegów było stać na mruknięcie "szkoda". Powiedziałem, że szkoda
to jest wtedy, gdy stłukę szklankę. Niektórzy potrafili domruczeć, że w
końcu jednego lumpa mniej...

Następnego dnia wychowankowie mieli pojechać na wycieczkę do Lichenia.
Na apelu wieczornym w dniu śmierci Rafała było można wyczuć ogólne
podniecenie. Nic dziwnego. Tylko że kolegów-wychowawców stać było
jedynie na poinformowanie, że "jutro wycieczka i bądźcie rano
przygotowani na wyjazd". Odezwałem się w końcu, że zabrakło w szerego
jednego chłopca, i już go nie będzi, żeby pomyśleli o tym nazajutrz
będąc w świątyni. Zaległa cisza.

Zrobiłem też spotkanie z moją grupą. Chyba jedyny porozmawiałem na ten
temat, temat śmierci chłopca. Powiedziałem też, że jeśli ktokolwiek z
moich chłopaków uśmiechnął się wcześniej do Rafała, lbo był dla niego
miły, wie co teraz ma odczuwać. Tak samo wie ten, kto dokuczał Rafałowi
- jak niektórzy inni...

Chłopcy spytali mnie, jak postąpiłbym wtedy, w nocy, kiedy Rafał poczuł
się źle... Okazało się, że chłopiec płakał w ciągu dnia na ból głowy.
Dostał tabletkę. Wychowawca nocny usłyszawszy, że Rafał leży blady i
wymiotuje, odparł "pewnie się czegoś nażarł..."
Dwie godziny później Rafa w agonii był wieziony karetką do szpitala.
Mimo ranimacji...

Teraz chłopcy potrafią budzić się w nocy z krzykiem, że Rafał pochylał
się nad swoim łóżkiem. A niektórzy wychowawcy straszą: "uważaj,
przyjdzie Rafał!" - kupa radości...

Pozwól, że Twój list i moją odpowiedź umieszczę na mojej stronie.

****************************************************
"A Mistrz uśmiechnął się, otulił płaszczem i odszedł. Widziałem
zamykające się za nim strugi deszczu.
Tylko te mądre oczy pozostały przede mną i dostrzegłem w nich odpowiedź:
'Przetrwasz sam!' "
****************************************************
Krzysztof J. Kwiatkowski - http://www.survival.infocentrum.com


Dostaliśmy list, taki, że aż dusza się raduje (mam nadzieję, że Krisek nie będzie się za bardzo z dumy puszył - monter):


Subject:
        Survival jest OK!
   Date:
        Sun, 17 Sep 1999 21:10:03 +0200
   From:
        "Gary"
     To:
        krisek

Otoz to!
Kiedy sie widzi strone www.survival.infocentrum.com, wtedy dopiero mozna
zgodzic sie, ze survival ma sens. Kiedy przeczyta sie "Survival po
polsku" - mozna smialo powiedziec, ze ma sie chec na bycie fanem
survivalu. O to chodzi!
Rozsadni ludzie widzac przesycenie rodzimej atmosfery agresja,
cwaniactwem i glupota, patrza z prawdziwym niepokojem na survival
uprawiany przez grupy paramilitarne. Niby wszystko wydaje sie w
porzadku: mowi sie o "Strzelcu", o "Sokole", o obronnosci kraju,
a jednak dreszcz po grzbiecie przechodzi, kiedy juz sie ktos z bliska
przyjrzy temu  wszystkiemu.

Jestem mlodym czlowiekiem i wiele przeszedlem w zyciu wzlotow i upadkow.
Mam za soba wiek szalenstw i bycia "rogata dusza", nigdy nie bylem
konformista. Stac mnie jeszcze jednak na troche szalenstwa, nie stalem
sie sztywniakiem. Ale nie opuscil mnie ani Bog ani rozsadek.
Znam z bliska losy obozu "Najemnik" prowadzonego przez Afgana. Ten oboz
nigdy nie powinien sie zdarzyc. Rodzice pozwalajacy jezdzic swoim
dzieciom na takie obozy sa IDIOTAMI. Rownie dobrze mogliby dac im do
zabawy worek granatow.
Niektorzy z tych, co byli na tym obozie przejrzeli na oczy. Wyjechali
wczesniej. Oczywiscie miano ich za mieczakow.
Takich obozow jest wiecej. Tyle na nich przetrwania ile sie zrobi pompek
albo ile sie naudaje dzielnego najemnika biegnacego z harkotem, by komus
przekluc serce albo spalic wioske. Przypomina mi jak pojawilo sie
"Wejscie Smoka" wszystkie podworka byly pelne Bruce'ow Lee.

"Survival po polsku" jest fantastyczna przeciwwaga dla survivalu
militarystycznego!!! Jest glosem Sokratesa wsrod "wrzasku wodzow".
Dziekuje!

Gary


ten był wcześniejszy, to właśnie o tym po czym sie włosy na głowie jeżą (patrz "awantura"):


Subject:
Czesc!
   Date:
        Fri, 20 Aug 1999 12:51:49 +0200
   From:
        Witold Węgorkiewicz
     To:
        krisek

Jak slysze survival - to widze oczyma duszy pijanych polglowkow
w amerykanskich plamach i kamizelkach kuloodoprnych.

Tym bardziej ciesze sie, ze wreszcie zajrzalem na Twoja strone. Nie
mialem jeszcze czasu aby sie dokladniej przyjrzec, ale zdaje sie, ze
Twoje doswiadczenia i poglady jest mi blizszy niz dotyczas myslalem.
Podlinkuje Cie z mojego miejsca http://sites.netscape.net/harcerstwo.

Koniecznie przeczytaj opowiadanie i wpisz sie do ksiegi gosci!

Pozdrawiam

W.


Reszta korespondencji w ARCHIWUM.


Ten kawałek naszej witryny jest redagowany przez czytelników (no i mnie oczywiście - monter).
W związku z tym za treść komunikatów bynajmniej nie jest odpowiedzialny Krisek, o nie !!!
Za wieści ze świata odpowiadają Ci, którzy je przysyłają (a za lokalne "androny" uwag słucham ja - monter, czyli pigwa).
[ strona główna ] [ NOTATNIK KRISKA ] [ AKTUALNOŚCI... ]
[ FILOZOFIA SURVIVALU ] [ ABC survivalowca ] [ PRZYGODY i RELACJE ] [ ŹRÓDŁA WIEDZY ] [ DYSKUSJE i ODEZWY ] [ RÓŻNOŚCI ]
[ ENGLISH VERSION ]