ARNHEM 1944
O plutonowym Morchonowiczu
About platoon leader Morchonowicz - English version
Pod koniec lat osiemdziesiątych pani Kora Baltussen
przysłała mi polską część listy poległych w bitwie pod Arnhem,
zredagowaną i zatytułowaną po angielsku "The Roll of Honour".
Na liście tej są, między innymi, nazwiska 19 osób,
przy których napisano "No known grave" - grób nieznany,
a wśród nich jest nazwisko plutonowego Edwarda Morchonowicza.
Podoficera tego poznałem w lecie 1943 roku, wkrótce po dołączeniu do 7 kompanii
stacjonującej w małej osadzie Freuchy (wymowa: Fruchy) położonej niezbyt daleko od zamku,
a właściwie pałacu Falkland, gdzie mieściło się dowództwo batalionu.
Od dawniejszych żołnierzy swej kompanii dowiedziałem się, że plutonowy
(wtedy może jeszcze kapral) Morchonowicz wcześniej służył w jakimś pułku kawaleryjskim w Polsce.
Nie wiem, czy tam zmienił konia na motor; chyba tak,
bo już we Francji i W. Brytanii był w jednostce zmotoryzowanej.
W każdym razie w tym czasie przygotowywanie do działań wojennych młodych pancerniaków
wydawało mu się zbyt monotonne,
więc po ogłoszeniu ochotniczego zaciągu podoficerów do tworzonej właśnie Brygady Spadochronowej -
wystąpił do swego dowódcy z prośbą o przeniesienie. Dowódca jednak zbyt cenił sobie
jego pracę w oddziale i odmówił mu swej zgody.
Wówczas plut. Morchonowicz postanowił tak umniejszyć swoją przydatność,
aby zmniejszyć również chęć zatrzymania go w dotychczasowej jednostce.
Postępował na tyle nagannie, że nawet został zdegradowany o jeden stopień, i w końcu swój cel osiągnął.
W Brygadzie Spadochronowej stosunkowo szybko odzyskał dawny stopień
i był niemniej ceniony przez nowych zwierzchników niż przez dawnych.
Edward Morchonowicz urodził się w listopadzie 1915 roku na Roztoczu Lubelskim, w Żółkiewce.
Być może jego rodzina znalazła się tam tylko przelotnie (tak jak moja - na krótko
przed wybuchem I wojny światowej).
Słyszałem o rodzinie Morchonowiczów pochodzenia tatarskiego na Podlasiu,
ale mogli też być Morchonowiczowie tegoż pochodzenia na Roztoczu.
W czasach licznych rozpraw z Tatarami jeńcy tatarscy
bywali osadzani na ziemi jako tzw. Muślimowie w dobrach Zamojskiego.
Wcześniej podobnie było w dobrach książęcych i królewskich na Litwie i w Suwalszczyźnie,
a tamtych tatarskich osiedleńców nazywano Lipkami.
Pozwólmy sobie na dalszą dygresję, że nawet słowo "ułan" wywodzi się od nazwiska tatarskiego rodu,
z którego wyszło wielu dowódców lekkiej jazdy tatarskiej w dawnej Polsce.
Wracając jednak do Edwarda Morchonowicza - w zetknięciu był on bezpośredni,
towarzyski, prawdziwy brat-łata. Miał jednak szczególną cechę, która mu pewnie dokuczała,
zwłaszcza w kontaktach z podwładnymi - otóż zacinał się podczas mówienia.
Tego nie było, gdy śpiewał, a śpiewać lubił. Mam go w pamięci i w oczach,
gdy jedziemy nabitym bedfordem, a on z nami, i śpiewa "Antek Mańka tak wywijał ..."
Był ogólnie lubiany, w miarę tylko służbisty, toteż zdziwiło wszystkich,
kiedy podał do raportu jednego z naszych młodszych towarzyszy, strz. Michała Biszko.
Michał przybył z nami z Bliskiego Wschodu. Przed wojną był - jak mówił -
członkiem jakiegoś zespołu cyrkowego we Lwowie. Był spokojny, nikomu nie wadził.
Podczas raportu przed dowódcą kompanii sprawa się wyjaśniła.
Plutonowy Morchonowicz przedstawił swoje racje i nareszcie przy dodatkowych wyjaśnieniach powiedział:
"A cz... czemu on m... mnie przedrzeźniał?".
Okazało się, że Biszko nikogo nie przedrzeźniał, po prostu też się zacinał...
Przed akcją Biszko trafił do 9 kompanii i w odróżnieniu od większości swych kolegów
(tak się zdarzało, gdyż trzeba było w pełni wykorzystywać pojemność samolotów i wydzielano niektóre jednostki)
skakał 23 września pod Grave. A plut. Morchonowicz, wtedy już w 8 kompanii, skakał 21 września pod Driel.
Jak wyglądały jego dalsze losy, możemy się tylko domyślać. W "The Roll of Honour"
znajdujemy jeszcze adnotację, że został zabity 23 września, oraz dodatkowo,
iż w "Wykazie poległych i zmarłych żołnierzy P.S.Z. na obczyźnie" wydanym w 1952 roku
przez Instytut Sikorskiego w Londynie napisano przy jego nazwisku:
"Zabity w Hemelsche Berg, Oosterbeek".
Hemelsche Berg to posiadłość położona właściwie poza Oosterbeek, na zachód od tego miasta.
Miałem sposobność odwiedzić ją podczas ostatniego pobytu w Holandii.
Mam też książeczkę holenderską opracowaną przez G.H. Maassena "Oosterbeek verwoest, 1944, 1945",
gdzie wśród wielu zdjęć obrazujących wojenne okaleczenia tej ładnej miejscowości
jest też widok ruin okazałego domostwa w tej posiadłości.
Tuż obok ruin, na tle pięknie rozrośniętego krzewu, widnieje biały krzyżyk na żołnierskiej mogile.
Napis objaśniający mówi, że dnia 24 września 1944 roku dom został zapalony ogniem niemieckiego czołgu.
Do tego czasu dawał on schronienie ponad 250 uciekinierom z innych, bardziej zagrożonych domów.
Jak mógł się tam dostać plut. Morchonowicz?
Po przejściu wraz z innymi żołnierzami 8 kompanii z okolic wału nadrzecznego nad Dolnym Renem
do środka samej osady Driel, kopał pewnie jamę przeciwczołgową na pozycjach w pobliżu sztabu Brygady,
gdzie jego kompania stanowić miała rezerwę sił obronnych,
oraz uczestniczył w jej patrolach rozpoznawczych w okolicy.
Wreszcie w nocy przeprawił się z innymi na północny brzeg Renu.
Przeprawa, czy raczej forsowanie rzeki, bo wszystko odbywało się przy silnym ogniu
wstrzelanych w rzekę Niemców, rozpoczęła się o godz. 23.oo. Posługiwano się gumowymi łodziami ratunkowymi,
mało nadającymi się do tego celu, gdyż słabo sterowalnymi, zwłaszcza przy wartkim prądzie,
którego prędkość wynosiła - jak zmierzyli nasi saperzy - 1,4 m na sekundę.
W tej sytuacji, i do tego przy małej ilości łodzi mieszczących nie więcej niż 4 osoby,
poszczególne grupy przeprawowe docierały na brzeg północny w dużym rozproszeniu.
Większość żołnierzy z 8 kompanii, którzy zdołali przeprawić się z por. Alfredem Smacznym na czele,
zajęła pozycje w południowo-zachodniej części linii obronnej
w Oosterbeek na północ od ulicy Benedendorpsweg.
Helmelsche Berg leżała w dość znacznej odległości na północ i nieco bardziej na zachód od tej linii.
W jej bliskości natomiast znajdowały się pozycje Borders Regiment jako część zachodniej linii obronnej,
a wśród nich - nielicznych polskich bombardierów z artylerii przeciwpancernej działających jako piechota.
Tam trafić musiał po przeprawie plut. Morchonowicz oraz strz. Mieczysław Krzeczkowski
z tej samej kompanii, także zabity koło Hemelsche Berg.
Z tym drugim poległym polskim spadochroniarzem wiąże się sprawa urastająca do sprawy symbolu.
Przez jakiś czas był on dla mnie "bezimiennym z Mook".
Otóż, jak informuje "The Roll of Honour" na cmentarzu wojennym w miejscowości Mook
spoczęły szczątki polskiego spadochroniarza pochowanego pierwotnie na zachód od domu Wemelsche Berg.
Na nagrobku cmentarnym wyryto nazwisko poległego jako: "T. Ojczyzno",
a w oficjalnych dokumentach zapisano jako "Ojczyzno Tobie"
(jest takie imię Tobiasz, które po angielsku pisze się Toby).
Dopiero skonsultowany w tej sprawie przez Holendrów kolega J. Lorys wyjaśnił,
że rzekome nazwisko jest napisem na rewersie spadochroniarskiego orła,
a rzekomy wojskowy numer ewidencyjny, to kolejny numer odznaki spadochronowej.
Na wspomnianej liście poległych nie zostało jeszcze ujawnione nazwisko
tego właśnie pochowanego pierwotnie w Hemelsche Berg spadochroniarza,
stąd moje określenie "bezimienny z Mook".
W kilka laty później doszedłem do tego, że jest nim Krzeczkowski.
Obaj polegli koło Hemelsche Berg spadochroniarze z 8 kompanii,
tj. strzelec Mieczysław Krzeczkowski i plutonowy Edward Morchonowicz
zostali odznaczeni pośmiertnie Krzyżem Walecznych.
Być może z wniosków o odznaczenie można by się dziś dowiedzieć
więcej szczegółów dotyczących okoliczności ich śmierci.
Sławomir Kwiatkowski
About platoon leader Morchonowicz - English version
Powrót do poprzedniej strony
Powrót do pierwszej strony
Strona utworzona dnia 08-10-2002
przy pomocy programu Pajączek 2000 PRO