ARNHEM 1944




Listu do Kol. Stasiaka ciąg dalszy (5)

Powracając do naszej grupy, to u schyłku nocy po wylądowaniu na brzegu północnym
oczekiwaliśmy czas jakiś za rzędem nadbrzeżnych krzewów na przyjście przewodnika brytyjskiego,
po czym ruszyliśmy gęsiego przez łąki - ziemię niczyją,
aż do osiągnięcia wyżej położonego zadrzewionego terenu,
gdzie gromadzili się powoli Polacy z przeprawy.
Po zreorganizowaniu przyszło nam tam, okopanym płytko jak popadło,
przetrzymać ogień moździerzy niemieckich, wśród stuku odłamków
o konary i o ziemię tuż przy naszych dołkach.
Przy zajmowaniu później domów nikt z naszej grupy nikt z naszej grupy
nie znał nazwy ulicy ani się tym nie interesował.
Dopiero podczas trzykrotnych odwiedzin w Holandii poczynając od 1985 roku
próbowałem odnaleźć to miejsce, co nie dało pełnego rezultatu.
W Airborn Museum są informacje, że było to przy Stationsweg.

Drozdowski opierając się na wspomnianym już raporcie por. Beredy mówi o 5 domach na skrzyżowaniu Drijenseweg Utrechseweg.
Dziś takiego skrzyżowania nie ma i zapewne nigdy nie było, ale od Holendrów dowiedziałem się,
że podczas powojennej odbudowy zmieniono nieco przebieg ulic w tym rejonie.
Uczestnik naszej grupy, kol. Czerski, osiadły w Holandii i tam przeze mnie spotkany,
zapewniał, że ta okolica jest właściwa.
Fakt przynależności do jednej grupy potwierdziła między innymi wspólna pamięć
o znajdujących się w piwnicy dwóch rannych Brytyjczykach i holenderskiej rodzinie z dziećmi:
na propozycję oficerów oddaliśmy im naszą czekoladę z żelaznych racji.
Sam nie widziałem ani Holendrów ani rannych, bo do piwnicy nigdy nie zaglądałem.
Moje stanowisko było na I piętrze przy elkaemie a na parter schodziłem tylko na odpoczynek.
Faktem jest jednak, że pierwotne groby kpt. Gazurka, strz. Bzowego,
st. strz. Wesołowicza i st. strz. Nowaka znajdowały się koło domu przy Stationsweg nr 8.

A gdzie mogły być stanowiska grupy por. Smacznego (komp. 8)?
Według tego, co pisze Kolega na s.159, po pierwszej przeprawie do Brytyjczyków
dotarło 56 (u Tucholskiego - 52) spadochroniarzy i
"otrzymali oni zadanie zamknięcia drogi Oosterbeek-Heveadorp".
Zgadzało by się to ze szkicem podanym na s.152 u Kolegi,
gdzie stanowisko obronne zaznaczone jest koło Hemelscheberg;
a właśnie w okolicy wg "Roll of Honour" miał być zabity 23.09
plut. Morchonowicz z 8 komp. (grób nieznany).
To byliby ci Polacy, o których pisze Urquhart, że "Hicks wziął ich pod swoje dowództwo"
i może także inni przewiezieni przez Storssa czy innych saperów.
Ale co to za grupa wykazana na szkicu Kolegi na północ od grupy 8 kompanii?
Czy to obsługa zniszczonych dział dywizjonu ppanc, która
"wzmocniła obronę angielskiego batalionu 'Border' w kierunku głównej drogi do Helsum"
a także artylerzyści przeprawieni z Driel, którzy
"jako piechota obsadzają odcinek obrony w lasku" - jak pisze Drozdowski (s.122)?
Gdzie wcześniej były nasze działa ppanc?
I dlaczego nie ma na tym szkicu naszej grupy na wschodnim odcinku obrony?
Nawiasem mówiąc istnieje pomyłka drukarska na s.64 Pana książki, gdzie czytamy:
"Najliczniejsza grupa obsadziła część wschodniego odcinka obrony,
druga grupa broniła odcinka południowo-wschodniego"

[zamiast: "południowo-zachodniego"]

Przy okazji pytanie dotyczące szkicu Kolegi - cyframi 1, 2, 3 koło Driel
oznaczone są chyba planowane nie zaś rzeczywiste rejony zbiórek?
A gdzie byli inni Polacy, którzy wylądowali od razu na brzegu północnym, łącznie 118 spadochroniarzy?
Czy zostanie to tajemnicą na zawsze, jak stało się w sprawie mego przyjaciela z dywizjonu ppanc.
pchor. Zbyszka Zjawina, który wg "Listy uczestników" lądował w ostatnim zrzucie szybowcowym,
tj. 19.09 na północ od toru kolejowego Arnhem-Utrecht (Johannahoeve)?
W "Roll of Honour" podano pierwotne miejsce jego pochówku koło szybowców
na północ od lądowiska naszego 1 zrzutu szybowcowego (Reijerskamp)
a dzień śmierci oznaczony jest na 25 września, a więc tuż przed odwrotem za rzekę.
Obok niego pochowany był inny żołnierz z dywizjonu ppanc (ta sama data śmierci),
który jednak wg "Listy" lądował dzień wcześniej, właśnie na Reijerskamp.
Można przyjmować różne wersje, lecz prawdopodobnie sprawa nigdy już nie zostanie wyjaśniona.
Mimo mego apelu opublikowanego w kilka lat po wojnie w polskiej gazecie w Londynie
oraz obietnic kol. Jakubowicza z ZPS, że postara się to wyjaśnić, nie zgłosił się nikt,
kto mógłby coś powiedzieć o okolicznościach śmierci Zbyszka.
Takich zagadek jest więcej.
Najwięcej uwag o nieznanych grobach dotyczy 20 spadochroniarzy z dywizjonu ppanc.

S.172 - Napisałem już bardzo dużo, znacznie więcej niż się spodziewałem,
ale jeszcze muszę napisać o odwrocie.
Stanowiska nasze nocą 26 września opuściliśmy bardzo późno.
Na butach mieliśmy założone wełniane skarpety, aby gwoździe nie zgrzytały na drodze.
Było bardzo ciemno. Szliśmy gęsiego, powoli i ruch nasz był często przerywany.
Bereda pisze w raporcie (Drozdowski s.137), że o godzinie 1 w nocy "batalion" doszedł do rzeki.
Gdy przyszła nasza grupa, musiało być później, gdyż wyraźnie było już widać
stojących do przeprawy żołnierzy i łódki majaczące na rzece,
a przecież był to koniec września.
Według czasu środkowoeuropejskiego słońce wstaje wtedy kilkanaście minut po godzinie 5.
Z pewnością przed odmarszem nie było zbiórki wszystkich w jednym domu - jak pisze Bereda.
Może miał on na myśli zbiórkę dowódców poszczególnych domów?

Wracam do własnej relacji.
Przed nami na łące stał długi wąż żołnierzy, po trzy, cztery osoby,
czekających cierpliwie mimo ostrzału; w pobliżu tu i tam leżały małe, pokurczone ciała zabitych.
W pewnym momencie spostrzegłem, że jest już prawie widno, przy ostatnich łodziach
wszczynały się bójki o miejsce a nowe łodzie już nie nadchodziły.
I nagle poczułem się jak człowiek obudzony ze snu, zacząłem zadawać sobie pytania,
gdzie ja jestem i co tu robię, zanim zrozumiałem, że to już koniec przeprawy.
Pływać dobrze nie umiałem a kamizelkę ratunkową, jakie dostaliśmy na czas przelotu,
lekkomyślnie zostawiłem wkrótce po wylądowaniu, bo przeszkadzała.
Pomyślałem o zajęciu stanowisk obronnych, krzyknąłem do kilku naszych chłopaków w pobliżu
i legliśmy na ziemi kierując broń ku północy.
Kiedy jednak obejrzałem się za niedługi czas ku rzece, zobaczyłem na pół stojącą grupę Brytyjczyków.
Wśród nich oficera. Wznosili wysoko białą szmatę...

Niemcy wyłonili się nagle ze wszystkich stron,
ale zdążyliśmy wyrzucić zamki z karabinów i pozbyć się noży ukrytych w kieszeni koło łydki.
Później gdy przechodziliśmy koło wkopanych w ziemię stanowisk niemieckich,
jeden z żołnierzy słysząc rozmowę między Polakami, odezwał się do nich czystą polszczyzną
i nastąpiła wymiana kilku zdań w naszym języku.
Może i pod Arnhem znaleźli się po przeciwnej stronie jacyś Polacy z terenów wcielonych do Rzeszy?
Podprowadzono nas pod sztab niemiecki, zabrano gdzieś wziętych do niewoli oficerów
(byli wśród nich por. Smaczny i ppor. Prochowski)
po czym Polacy otrzymali rozkaz oddzielenia się od Brytyjczyków.
Było nas znacznie mniej niż spadochroniarzy brytyjskich.
Przez chwilę myślałem, że zostaniemy rozstrzelani, ale nic istotnego nie nastąpiło
i później idąc ulicami dociągnęliśmy do Brytyjczyków.
Po pewnym czasie nastąpiło natomiast coś, co bardzo nas zaskoczyło.
Oto Brytyjczycy zaczęli śpiewać i długo śpiewali idąc ulicą.
Dla nas to było niepojęte - jak można iść do niewoli i śpiewając.
Działała zapewne reakcja po ciężkich przeżyciach ostatnich dni.
Teraz był koniec, przyszło odprężenie.
A może był to rodzaj wyzwania?

Przypomina mi to scenę opisaną przez Ryana, gdy ranni w hotelu-szpitalu "Schoonord" -
niedaleko zajmowanych przez nas wcześniej domów - dowiadują się,
że resztki Dywizji odeszły za rzekę a ci, co zostali, idą do niewoli.
"Jakiś żołnierz zasiadł do pianina i zaczął grać wiązankę popularnych piosenek.
Żołnierze zaczęli śpiewać a Padre razem z nimi...
Niemcy nie mogli tego zrozumieć"
s.558.

Ostatnia sprawa merytoryczna, którą pragnę podnieść, to brak w Pana książce omówienia,
i to szerokiego, naszych serdecznych stosunków z Holendrami.
Gdy w 45 rocznicę bitwy Holendrzy witali w Oosterbeek spadochroniarzy przybyłych
na ich zaproszenie z Polski, powiedziałem redaktorowi rozgłośni w Arnhem,
który zwrócił się do mnie z mikrofonem:
"We won nothing in the battle of Arnhem but the frendship of Dutch people"
"Nie wywalczyliśmy w bitwie pod Arnhem niczego poza przyjaźnią narodu holenderskiego".

To jest prawda i to jest bardzo wiele!
Zabrakło nam w bitwie żołnierskiego szczęścia - powiedział gen. Sosabowski.
Naprawdę jednak nie było właściwego wykorzystania Brygady.
Najpierw lekkomyślnie ją rozczłonkowano a później, wobec zmienionej sytuacji pod Arnhem
i po stracie mostów,
nie postawiono przed nią właściwych zadań, marnując jej wysiłek i możliwości.
A mieliśmy i doświadczonego dowódcę, i dobrze przeszkolonych żołnierzy,
i organizację Brygady pozwalającą na samodzielne jej działanie w polu na małą skalę.
Dopisało nam za to pełne szczęście w zaskarbieniu przyjaźni i pamięci Holendrów ponad nasze zasługi.
A obchody rocznicy bitwy są obecnie, obok okazji do historycznych wspomnień,
manifestacją przyjaźni i solidarności międzynarodowej.

A teraz sprawy pomyłek lub przeoczeń w wykazach imiennych wydanych w aneksach.
Tego rodzaju wykazy powinny być sporządzane bardzo starannie
i drobiazgowo kontrolowane a pomyłek - niestety jest bardzo dużo.
Niech mi będzie wolno zacząć od samego siebie.
Otóż w wykazie imiennym uczestników figuruję prawidłowo,
tj. z imieniem "Sławomir" w składzie 9 kompanii (s.277),
natomiast w spisie żołnierzy odznaczonych za męstwo w bitwie mam imię zmienione na "Stanisław"
(zresztą tak - jak stało się w wykazie zamieszczonym w "Polskich spadochroniarzach").
Osoba sporządzająca w książce "Szumią w locie..." indeks osób
zauważyła tę niezgodność zamieszczając tam oba imiona ("Stanisław" w nawiasie),
a przecież można było rzecz wyjaśnić zaglądając do spisu uczestników bitwy.
Zarówno w książce Kolegi, jak też w "Liście" wydanej w Anglii,
żaden z 5 uczestników bitwy noszących nazwisko "Kwiatkowski" nie ma na imię "Stanisław"
i tylko jeden z nich, tj. "Sławomir" figuruje jako starszy strzelec podchorąży.
Prawda, że w "Liście" nie zaznaczono przy tym nazwisku KW,
ale dotyczy to także wielu innych osób, jak np. ppor. Prochowski, st. strz. Wołoszyn itd. -
chyba głównie tych, którzy dostali się na brzegu północnym do niewoli
i objęci byli widać jakimś przeoczonym rozkazem o odznaczeniach.
Porównując wykazy uczestników bitwy w książce i w "Liście" londyńskiej,
stwierdzam w tej ostatniej brak takich osób odznaczonych KW:

por. Hawlena Stefan,
ppor. Jasieński Stanisław,
st. saper Podniewski Stanisław,
ppor. Posada Marian.

To tylko te nazwiska, które sprawdziłem, tzn. że innych nie sprawdzałem.
Potem dowiedziałem się, że w "Liście"
pominięto wszystkich żołnierzy zrzuconych pod Arnhem 17 września.
Podane wyżej nazwiska nie występują również u Pana w wykazie imiennym uczestników
a st. sapera Podniewskiego brak nawet w indeksie osób.
Dla odmiany jest na Pana wykazie uczestników kan. Koszko Stanisław
z Dyonu Ppanc nie wykazany na "Liście" londyńskiej.

Inne błędy dotyczące osób:
zmiana imienia kpr. Paszkiewicza Wincentego, który na Pana wykazie (s.261) otrzymał imię "Walenty"
i pchor. Domańskiego Tadeusza (s.262) zmieniono na "Antoniego".
Zniekształcono nazwisko ppor. Smyki, który figuruje jako "Smyk" (s.271),
pchor. Skuriat figuruje w wykazie (s.269) oraz w indeksie (s.345) jako "Suriat".
Wszystkich wymienionych znam osobiście.

Przypadkowo natrafiłem ponadto na inny błąd.
W wykazie odznaczonych KW u Kolegi oraz w "Polskich spadochroniarzach"
wymieniony jest plut. Szymański Mieczysław,
natomiast wykazy uczestników zarówno w książce Kolegi, jak też w "Liście" londyńskiej
(s.126 podają następujących "Szymańskich:

Wykaz imienny w książce Stasiaka

STR JEDNOSTKA STOPIEŃ NAZWISKO I IMIĘ
279 dyon ppanc bomb. Szymański Mieczysław
261 1 komp. plut. Szymański Jan
275 8 komp. strz. Szymański Jan
286 komp. zaop. strz. Szymański Alfred


A więc albo odznaczony został plut. Szymański Jan, któremu w wykazach zmieniono imię,
albo bomb. Szymański Mieczysław, któremu zmieniono stopień.
Rozstrzygnąć sprawy nie można nie sięgając do źródeł.
Dodajmy, że na "Liście" londyńskiej przy żadnym z "Szymańskich"
nie podano odznaczenia KW.
Innych odznaczonych nie sprawdzałem.

Istnieją też różne zniekształcenia nazwisk, gdy porównamy oba wykazy, o których mówiłem.
Sprawdziłem to tylko w odniesieniu do niektórych żołnierzy 7 kompanii, co podaję niżej:

Wykaz imienny u Stasiaka Lista londyńska
Czarnowski Stanisław Czarnocki Stanisław
Deposiuk Jan Denesiuk Jan
Krzyszow Marian Krzyskow Marian
Trubkin Józef Trudkin Józef
Wojtun Jan Wojtuń Jan
Zaba Adam Żaba Adam


Spośród innych zauważonych błędów należy poprawić nazwę miejscowości Wolfheze
(tak jest na mapie holenderskiej),
którą zniekształcono przez dodanie na końcu "n" oraz użycie "s" zamiast "z" (s.121).

Źle podano strony w spisie map i szkiców oraz są błędy w indeksie osób.
Niewłaściwie brzmi podpis pod fot. 208 "Cmentarz polskich spadochroniarzy w Arnhem".
Nie ma takiego cmentarza a groby na cmentarzu w Oosterbeek naszych kolegów poległych w Driel
nie leżą wzdłuż jakiegoś wzniesienia z drzewami jak na tym zdjęciu.

Na samo zakończenie tych uwag pisanych na gorąco
i tylko po jednokrotnym przeczytaniu książki Kolegi a więc niezupełnie "ulężonych" -
chciałbym dodać jeszcze coś o publikacjach dotyczących bitwy pod Arnhem.
Temat okazał się fascynujący (nie chcę zatrzymywać się nad przyczynami)
i pojawiło się bardzo dużo wydawnictw omawiających różne szczegóły operacji.
A można się spodziewać jeszcze nowych.
Heaps na przykład w swej książce wydanej w 1976 roku powołuje się
na 19 pozycji publikowanych, w tym 17 anglojęzycznych,
jedną holenderską i jedną francuską, oraz 13 relacji pisemnych nie publikowanych.
W 45 rocznicę bitwy oglądałem w bibliotece miejskiej w Arnhem
imponującą wystawę książek poświęconych temu desantowi, opublikowanych w różnych językach.

Uzbierałem niemało wycinków z gazet i innych periodyków polskich;
niestety sporo z nich zawiera różne brednie.
Rekord dezinformacji pobił pewien dziennik łódzki,
który zamieszczając w dniu Święta Zmarłych zdjęcie cmentarza w Oosterbeek
w krótkim opisie podał, że jest to cmentarz w Arnhem (!), Belgia (!),
gdzie w październiku (!) 1944 r. walczyła Polska I Dywizja Powietrzna (!).

W jednej audycji radiowych z Warszawy w późnych latach 60-tych podano,
że pod Arnhem walczyła brytyjska 1 Brygada Spadochronowa, w której byli również Polacy.
Kiedy zaprotestowałem listownie, zaproponowano mi spotkanie,
ale o sprostowaniu w "eterze" nie wspomniano.
Muszę także powiedzieć, że wśród drobnych publikacji trafiały się
megalomańskie fałszywe relacje spadochroniarzy-samochwałów lub "upiększaczy",
jak na przykład autorstwa X.X. czy Y.Y.

Wśród pierwszych wydanych u nas książek polskich więcej miejsca
poświęcano działaniom Amerykanów i Brytyjczyków niż Polaków.
Proporcje te zmienili dopiero Krzysztof Drozdowski i Kolega.
Książka Drozdowskiego zawiera wiele rzetelnych materiałów źródłowych;
szczególnie cenne są przypiski.
Niestety, nie została ona uwzględniona w bibliografii Kolegi.

Oczywiście mógłby Kolega powiedzieć:
"Przecież moja książka nosi podtytuł 'Wspomnienia żołnierza spod Arnhem'!
a rzeczy dodatkowe wykraczały by poza moje przeżycia i obserwacje"
.

Tak, ale Kolega nie poprzestał przecież na samych wspomnieniach!
A może jeszcze teraz zgłosi się ktoś inny z uczestników desantu,
kto będzie mógł dorzucić lub sprostować jakiś szczegół akcji
znany mu z własnych przeżyć lub obserwacji.
To już ostatni czas!

Pora mi kończyć.
Proszę wybaczyć usterki mego tekstu, który pisany był na podstawie luźnych notatek
sporządzanych w toku czytania "W locie szumią spadochrony".
Mam nadzieję, że podwójny cel tych zapisków (jak to podałem we wstępie)
nie uczynił ich mało czytelnymi.

Łączę koleżeńskie pozdrowienia
Sławomir Kwiatkowski

Łódź, 8 marca 1992



Powrót do początku opowieści o Arnhem
Powrót do pierwszej strony



Strona utworzona dnia 28-09-2002
przy pomocy programu Pajączek 2000 PRO