Zimowe wędrówki


[Powrót do: Przygody]

[28.11.2005]

Wczoraj wróciliśmy. A ruszyliśmy w las przedwczoraj. Nie ukrywam, że nie było pełnego zimowego bytowania - szałas czy namiot na śniegu - ale uczestnicy nie do końca mieli przygotowanie. Było zimno, lecz do tego wilgotno i wietrznie. Spaliśmy więc w leśnym domku zbudowanym z cienkich desek, bez dodatkowej izolacji. Nadspodziewanie dobrze rozpaliło się ognisko, którego rozpałka pochodziła z przysypanych śniegiem i zlodowaciałych gałązek. Następnego dnia mieliśmy się spotkać się z grupą dziewczyn z łódzkiego gimnazjum plastycznego. Zaproszenie ich na naszą wyprawę było dziełem Bartka - umie facet zadbać o siebie...

Nie dość, że wygodnicki, to jeszcze... czysty
"Hallo, szefie... zdaje się, że ślicznotki już nadciągają! Niech szef będzie tak miły i spóźni się troszeczkę. Nooo... może z godzinkę. A ja je tu podejmę jakoś."

Odprawa przed ruszeniem w las
Dziewczyny przyszły na spotkanie ubrane... jak należy, ale ich stroje różniły się od naszych - leśnych. O niczym to nie świadczyło prócz tego, że one po prostu takowych nie miały. Z pewnością to nie po stroju je ocenialiśmy.

Dolina Lindy
Początkowo marsz drogą niczym nie różnił się od zwykłego marszu drogą, prócz tego, że dziewczyny miały po drodze zadanie znalezienia (zimą!) jadalnych roślin, intuicyjnego obliczenia przebytej drogi oraz minionego czasu, a także poprowadzenia przez leśny gąszcz na orientację. Hmmm... jednak nieźle się wykazały. A udawały, że są kompletnymi laikami.

Brniemy...
Doliną rzeczki Lindy wędruje się z przygodami o każdej porze roku. Dziewczyny dobrze zrozumiały, że błoto towarzyszące nawet małej rzeczułce po prostu... lgnie do nich. W jednym wypadku skończyło się to całkowitym zbliżeniem, powiedziałbym: całym jestestwem (szkoda, że nie udało mi się zrobić fotki).

A teraz pod górę...
Szczęśliwie okazało się, że nikt nie przyjechał tu piszczeć, narzekać, czy rozczulać nad sobą. Nawet wylądowanie całą swoją osobą w lodowatym strumieniu (wszak jest to koniec listopada), nie spowodowało odruchów niezadowolenia. Dziewczyny okazały najprawdziwszą dzielność!

Można było wpaść w błoto po kolana Czyżby radość?
Bagienny przewodnik, Bartek, szukał najlepszych przepraw, dlatego narażony był na błotne pułapki w większym stopniu niż pozostali. W niektórych momentach zastanawialiśmy się nawet, czy w ogóle da sobie radę sam.

Błotny makijaż
Ponoć błoto dobrze wpływa na cerę... Będziemy musieli trochę poczekać na efekt. Jeżeli ktoś będzie tym zainteresowany, proszę pytać - nie wiem kiedy dam odpowiedź, bo na razie czeka na to sporo dziewcząt...

Mnie też pstryknięto...
Trafiło się też i mnie... Z reguły to ja fotografuję, zatem mam niewiele własnych wizerunków. Na powyższym zdjęciu wyglądam co prawda, jakby z boku ktoś mówił: "Panie prezesie, proszę zrobić wykrok. Śmiało! Nic złego się nie stanie! Będą wiedzieć, że pan też". Dobrze, że jednak nie mam brzuszka...


[ strona główna ] [ NOTATNIK KRISKA ] [ AKTUALNOŚCI... ]
[ FILOZOFIA SURVIVALU ] [ ABC survivalowca ] [ PRZYGODY i RELACJE ] [ ŹRÓDŁA WIEDZY ] [ DYSKUSJE i ODEZWY ] [ RÓŻNOŚCI ]
[ ENGLISH VERSION ]