Możliwości spotkania z dziećmi i młodzieżą w szkole

[17.02.2003]

Dzieje się coś dziwnego. Bronią się ci nauczyciele przed krytyką ich pracy. Wskazują na niskie zarobki. Prawda - sam pobieram pensję "oświatową" - ale nie znaczy to, że unikam robienia czegoś sensownego.

Jako pedagog z powołania, a za takiego się uważam, staram się dać z siebie tyle, ile mogę. Kiedy tylko jest okazja. Byłem przed laty paru w sanatorium. Miasteczko o historycznych tradycjach, ale płaczące samo nad sobą, że nic się nie dzieje. Poszedłem do dwóch szkół z propozycją, że bezpłatnie zrobię spotkanie na temat survivalu. Na tę okazję ściągnąłem nawet od wydawcy paczkę swoich książek. Wyobrażałem sobie, że po moim wyjeździe zrobi się jakiś ruch w tych sprawach, choćby niewielki.

Obie szkoły wyraziły zgodę na zajęcia po lekcjach. Kiedy przyszedłem do pierwszej, czekał mnie tabun dzieci, a było ich około osiemdziesiątki, nie było natomiast żadnego dorosłego, który by mnie jakoś wprowadził, który pomógłby spotkanie zorganizować. Rejwach, który wszystkiemu towarzyszył, spowodował, że oznajmiłem, iż w takich warunkach nic z tego nie będzie i... zwinąłem kramik. Tabun rozpierzchł się w podskokach. Przy mnie pozostała dwudziestka zawiedzionych dzieciaków. Wówczas powiedziałem im, że w takich warunkach, jak obecne, będzie mi się pracowało doskonale. I rzeczywiście. A z dorosłych nie pojawił się nikt, choćby by powiedzieć "dziekuję!"

W drugiej szkole sytuacja była odwrotna. Był sam dyrektor. Rozumiem, że sprawa wydała mu się na tyle poważna, że postanowił osobiście wszystkiego doglądać. Poza nim była trójka dzieci. Ciekawe, na czym to wszystko miało polegać - czy facet nie miał czasu na powiadomienie pozostałych? Trzy dni to za mało?

Podejrzewam, że w miasteczku dalej wieje nudą...

Zajrzałem też do własnej podstawówki. Powiedziałem, że winienem coś swojej szkole i gotów jestem za darmo to coś zrobić. Trzy lata mijają i czekam na zaproszenie. Moje liceum też specjalnie się nie przejęło. Widać mnogość zajęć pozalekcyjnych ich przygniata.

I - niestety - takich sytuacji było wiele. Za wiele nawet...

Wdzięczny jestem Liceum i Gimnazjum im. Batorego w Warszawie, a właściwie szczepowi "Pomarańczarnia" za zaproszenie na ich Festiwal Gór. Impreza była udana. Harcerze poradzili sobie, aczkolwiek gołym okiem było widoczne, że ludzie dorośli (myślę o nauczycielach) nie dodali wiele od siebie. Po prostu ich w tym nie było widać. Niczego to ujmuje harcerzom, lecz bez doświadczenia i pomocy ludzi dorosłych nie wyjdą poza amatorstwo.

Oczekuję teraz spotkania z 2 Gimnazjum w Siemiatyczach. Zaproszenie, które przyszło z tamtej strony, pokazuje, że ci ludzie wierzą w innych. Wierzą na przykład, że pod wschodnią granicę przyjedzie jakiś dorosły na parogodzinne spotkanie z dziećmi. Myślę, że tam właśnie stanie się coś ciekawego, jako że ja z pewnością nie zawiodę, a czuję się oczekiwany i nie powtórzy się żadna z sytuacji, które opisałem. Hej Siemiatycze! Już tęsknię do Was!

To bardzo ważne, co się przekazuje ludziom młodym. Czy będzie to szacunek, próba przyjęcia "nowego", otwartość i gościnność... Czy będzie to skrępowanie, że po naszym terenie chodzi jakiś obcy, czego on chce, o co chodzi, a właściwie po co nam kłopoty...

Jestem gotów odwiedzić różne strony, gdzie są mili, uczciwi i niezdziwaczali ludzie. Bylebym miał czas...


[ strona główna ] [ NOTATNIK KRISKA ] [ AKTUALNOŚCI... ]
[ FILOZOFIA SURVIVALU ] [ ABC survivalowca ] [ PRZYGODY i RELACJE ] [ ŹRÓDŁA WIEDZY ] [ DYSKUSJE i ODEZWY ] [ RÓŻNOŚCI ]
[ ENGLISH VERSION ]